wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 15

 Rozdział 15


Harry



Kiedy Rose nie mogła dodzwonić się do Camilli zmartwiłem się trochę. Lubię ją, nawet bardzo. Nie chcę żeby coś się jej stało. Szczególnie kiedy po tym wczorajszym telefonie tak strasznie płakała. Nie, nie kocham jej. Chyba. Nie! Na pewno. Jest ładna, zgrabna, po prostu idealna. Styles kogo ty oszukujesz. Ona Ci się podoba. Lecisz na nią. Tia nie ma to jak gadać ze sobą. Rose zadzwoniła do Aleksa, więc postanowiłem przysłuchiwać się rozmowie. Może ona jest z nim.
-Cześć Aleks. Jest jeszcze może z Tobą Camilla?
-…
-Bo się umówiliśmy, a jej jeszcze nie ma.
-…
-Jak to?!
-…
-No dobrze dzięki za informacje Aleks.
-...
-Pa.
Rose zakończyła rozmowę i spojrzała na nas.
-Co się stało?- zapytałem- Co z Camillą? Za ile będzie?
-Ona dziś nie przyjdzie. Nawet nie wiem kiedy wróci.- powiedziała.
-Jak to?- zapytał Horan.
-Bo ona… Ona wyjechała.- odparła.
-Gdzie? Dokąd?- zapytałem.
-Nie wiem. Aleks nie może nam powiedzieć dokąd i po co wyjechała chociaż wie. Obiecał jej, że nie piśnie ani słówka.- odpowiedziała Rose.
-Przynajmniej wiemy, że nic jej nie jest i oni nic jej nie zrobili.- westchnął Liam.
-O co chodzi?- zapytała Dani.
-To długa historia.- stwierdziła Rose.
-Mamy czas. Po za tym przyszłyśmy żeby was, a w tym wypadku Ciebie poznać.- uśmiechnęła się ciepło Perrie. Widziałem po minie Rose, że zastanawia się czy im zaufać. Nie dziwie jej się po tym co z Camillą przechodzą. One są jeszcze takie młode i niewinne. W sumie jestem tylko rok starszy od nich.
-No dobrze.- powiedziała Rose i opowiedziała wszystko od momentu poznania Camilli, poprzez koncert, poznanie nas, listy dowiedzenie się przez Camillę, że jest adoptowana, do dzisiejszych wydarzeń, o których nie wiedziałem. -I teraz myślę o tym jak mogę pomóc Cami.
-Matko kochana.- przeraziła się Elka- A nie możecie iść z tym na policję?- zapytała, a ja podzielałem jej zdanie.
-Nie, bo Ben może coś nagadać na Camillę i będzie miała kłopoty.- odpowiedział Tommo. W sumie jak się nad tym zastanowić mieli rację.
-To jest największy problem.- westchnął Zayn.
-Słuchajcie, my tu gadu, gadu, a Camilla może wysłała Ci e-maila Harry. Minęło w końcu półtorej godziny.- powiedział Liam. Rzeczywiście zapomniałem całkiem o tym. Zrobiłem facepalm’a i pobiegłem do siebie do pokoju po laptopa, aby po chwili siedzieć na kanapie i logować się na pocztę. Miałem cztery wiadomości. Jakaś reklama, wiadomość od mamy, znowu reklama i e-mail od Camilli.
-Jest!- krzyknąłem, a wszyscy od razu nade mną stanęli.
-To czytaj.- popędził mnie Zayn.
-Przepraszam, że wyjechałam bez zapowiedzi, ale musiałam to zrobić. Może w ten sposób dowiem się kim naprawdę jestem. Wiem, że spieprzyłam sprawę, bo powiedziałam, że będę gdzieś tak na szesnastą. Przeproście dziewczyny ode mnie i powiedzcie, że jak tylko będę mieć okazję chętnie je poznam. Postaram się wrócić przed dwudziestym chociaż to jest za cztery dni, a nie wiem czy się ze wszystkim wyrobię, a jak nie to dzień lub dwa później. Obiecuję, że będę na rocznicy powstania zespołu. Do usłyszenia.
Camilla
P.S. Nie dzwońcie do mnie. Chcę to wszystko na spokojnie przemyśleć. Jak coś to sama się odezwę. Kocham.- skończyłem czytać- Gdzie ona jest?- zastanowiłem się na głos.
-We Włoszech.- wypaliła Perrie.
-A ty skąd wiesz?- zapytałem.
-To chyba logiczne?- popatrzyła na nas z politowaniem- Przyjechała z Włoch gdzie była w domu dziecka i tam chce się wszystkiego dowiedzieć.- powiedziała. Chciałem jej odpowiedzieć, ale w oknie zobaczyłem czyjąś twarz. Nie tylko ja zwróciłem na to uwagę. Rose otworzyła oczy ze zdziwienia. A może z przerażenia?
-To Ben.- wyszeptała z przestrachem. Usłyszałem to i od razu zerwałem się z miejsca wybiegając z domu. On już dobiegł do bramy i ją przeskoczył. Nie dawałem za wygraną i także wybiegłem przed posesję.
-Powiedz tej małej, że ma miesiąc! Oczywiście jak wróci!- krzyknął- A i dzięki za info, gdzie ona się znajduje.
Zacisnąłem ręce w pięści i chciałem już za nim ruszyć, ale poczułem czyjeś ręce przytrzymujące mnie.
-Nie warto Harry.- usłyszałem głos Dadd’ego. Może i miał rację, ale on mnie naprawdę wkurwiał. A najgorsze jest to, że nie mogę mu nic zrobić, bo wszystko obróci się na naszą niekorzyść, a szczególnie Camilli.
-Masz rację.- powiedziałem głośno i razem wróciliśmy do domu. Kiedy tylko weszliśmy do salonu wszyscy spojrzeli na nas wyczekująco.
-Czego chciał?- zapytał Louis.
-Powiedzieć Camilli, że ma miesiąc do czegoś tam. On przez nas wie gdzie ona jest.- powiedziałem i usiadłem koło Louisa.
-Hazz nie martw się. Ona sobie poradzi. Jest silna.- uśmiechnęła się Rose.
-Przyznaj się stary, że ją kochasz.- powiedział Niall, ale jakby z obawą?
-Nie.- zaprzeczyłem.
-Harry.- zaczęła Elka- To widać. Martwisz się o nią, próbujesz jej chronić. To miłość.- uśmiechnęła się.
-Ale co ja mam waszym zdaniem niby zrobić?! Powiedzieć: „Cześć Camilla, kocham Cię. Będziesz moją dziewczyną?” To się nie uda. Ona się nie zgodzi! Zrozumcie, że my nie będziemy razem! Kocham ją, ale nas nie będzie! Ona będzie się bała, że oni mi coś zrobią!- wybuchnąłem- Zrozumcie, proszę.- dodałem ciszej i schowałem twarz w dłonie.
-Wow, Harry. Nie spodziewaliśmy się po Tobie takiego wyznania.- powiedział Liam z uśmiechem.
-Ona na pewno będzie z Tobą.- uśmiechnęła się Rose.
-Nadal nie rozumiecie.- skrzywiłem się.
-Czego?- zapytała Dani.
-Nie pamiętacie przez co przechodziły moje poprzednie dziewczyny? Ona jest na to za delikatna, za wrażliwa. Nie poradzi sobie. Jeśli nie możemy być razem, wolę żeby była moją przyjaciółką.- wyjaśniłem.
-Hazzuś się zakochał.- zaśmiał się Lou i poczochrał mnie po głowie.

Camilla


Kiedy doleciałam do Wenecji od razu poszłam do hotelu i zakwaterowałam się. Jestem bardzo wdzięczna Aleksowi, że udzielił mi tej pożyczki. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Jutro pójdę do domu dziecka, z którego mnie zabrali. Maila do Hazzy wysłałam jeszcze w samolocie więc teraz mogę iść spać. Wyciągnęłam z torby piżamę i skierowałam się do łazienki. Parę moich rzeczy zostało w starym domu więc mogłam od razu tu przyjechać. Szybko się wykąpałam, włożyłam piżamkę i wyszłam z łazienki. Od razu padłam na łóżko i odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Następnego dnia


Obudziłam się i od razu spojrzałam na zegarek. Była 9:06 więc wstałam, poszłam do łazienki i ubrałam się. Założyłam ciemne rurki, białą bluzkę, brązową skórzaną kurtkę i moje ulubione botki. Uczesałam się i wyszłam z pokoju zamykając go na klucz. W ekspresowym tempie zjadłam śniadanie i ruszyłam w dobrze mi znanym kierunku. Kiedyś z rodzicami i Aleksem chodziliśmy do tego domu dziecka, aby dawać dzieciom różne zabawki, ubrania lub po prostu je odwiedzić. Uwielbiam pomagać innym, a raczej uwielbiałam. Po śmierci Matta zmieniłam się. Straciłam chęć do życia. Chyba czas znowu do tego wrócić. Zastanowię się nad tym. Dotarłam na miejsce. Doskonale wiedziałam gdzie znajduje się gabinet dyrektorki domu dziecka, więc od razu się tam skierowałam. Zapukałam i usłyszałam „Proszę” więc weszłam.
-Camillka.- ucieszyła się na mój widok pani Donovan- Ale się zmieniłaś. Wyrosłaś.
-Też się cieszę, że panią widzę.- uśmiechnęłam się.
-Dawno Cię tu nie było. Co Cię do nas sprowadza?- zapytała i ruchem ręki pokazała mi żebym usiadła na kanapie.
 -Ponad miesiąc temu przeprowadziliśmy się do Londynu.- zaczęłam niepewnie. Nie wiem jak zacząć tę rozmowę.
-Naprawdę? To świetnie! Jak nowy dom?
-Jest super, tyle że ja już z nimi nie mieszkam.
-Jak to? O ile pamiętam urodziny masz 25 lipca.
-Pokłóciliśmy się.
-O co?
-Podsłuchałam jak Aleks ze swoimi rodzicami rozmawiał o tym, że jestem adoptowana. Jak to usłyszałam uciekłam z domu i potem postawiłam im ultimatum, że albo zamieszkam oddzielnie albo pójdę do domu dziecka i mnie więcej nie zobaczą.
-Wiedziałam, że do tego dojdzie. Powtarzałam im, że muszą Ci powiedzieć, ale oni puszczali to mimo uszu. Gdzie teraz mieszkasz?
-U znajomych. Przyszłam do pani z pewną prośbą.
-Słucham Cię kochanie.
-Czy mogłabym dowiedzieć się kto jest moimi biologicznymi rodzicami?
-Tego niestety nie mogę Ci powiedzieć, bo ja sama nie wiem, ale mam parę Twoich rzeczy. Były w koszyku, w którym Cię znaleźliśmy.
Podeszła do szafki i wyciągnęła karton. Podała mi go, a ja go od razu otworzyłam. W środku były dwa misie, połówka jakiegoś wisiorka i list. Wyjęłam go i rozłożyłam. Był zamazany, ale niektóre słowa dało się odczytać.
-Niektóre litery rozmył deszcz.- wyjaśniła mi.
To …est Cassandra ………n. Po….sz… się nią ….o…iekować. Z….sta…..  po…..a. Pochodzi z D………r w W……. …….ni.
Reszta listu była kompletnie nie do odczytania.
-Czy mogę to zabrać?- zapytałam.
-Oczywiście.- odpowiedziała.
-To dziękuję i do widzenia.- powiedziałam.
-Do zobaczenia.- odpowiedziała. Otworzyłam drzwi i wyszłam z pomieszczenia, a następnie z budynku. Postanowiłam odwiedzić grób Matta. W końcu dawno tam nie byłam. Wsiadłam w odpowiedni autobus i po około piętnastu minutach byłam na miejscu. Kupiłam kwiaty oraz znicz. Weszłam na cmentarz i poszłam w stronę jego grobu. Kiedy go odnalazłam położyłam kwiaty i zapaliłam znicz. Usiadłam na ławeczce i zaczęłam płakać. Tak strasznie mi go brakuje. Tęsknię za nim. A w obecnej sytuacji jeszcze bardziej. Powinnam przestać żyć przeszłością, ale nie potrafię. Kochałam go, i nadal kocham. To jest trudne zapomnieć od tak, mimo że minęły trzy lata.
-Kogo my tu mamy.- usłyszałam znajomy głos za sobą.
-Co ty tu robisz?- zapytałam ocierając łzy.

Louis


Dziewczyny zostały na noc, ale rano musiały iść do pracy. Zrobiło mi się trochę smutno, bo uwielbiam spędzać czas z Eleanor. Rose, Eleanor, Danielle, i Perrie chyba się polubiły. Rozmawiały ze sobą jakby znały się od lat. Czasem kobiety mnie zadziwiają. Jak można gadać ze sobą o wszystkim i o niczym, znając się zaledwie parę godzin. Nie rozumiem tego, no ale cóż. W końcu jestem facetem. Logiki dziewczyn nigdy nie zrozumiem. Chłopcy i Rose chyba jeszcze spali, więc postanowiłem zrobić śniadanie, bo jak Niall wstanie będzie strasznie narzekał, że nie ma na stole nic do jedzenia. Stwierdziłem, że zrobię po prostu górę kanapek z szynką, serem, sałatą, pomidorem i ogórkiem. Wstawiłem wodę na herbatę, wyciągnąłem kubki, wrzuciłem do nich saszetki z herbatą i zalałem wrzątkiem. Kiedy postawiłem wszystko na stole w jadalni poszedłem budzić całą resztę. Zacząłem od Liama, bo z nim jest najmniejszy problem. Szybko poszło, zresztą jak zwykle. Następny głodomorek. Zdziwiłem się kiedy zobaczyłem tam Rose. Słodko to wyglądało. Wyjąłem swojego iPhona i zrobiłem im zdjęcie. Potem podszedłem do łóżka, weszłem na nie i zacząłem skakać.
-Zakochana para! Nialler i Rose!- krzyknąłem. Oni zerwali się i rozejrzeli się po pokoju zdezorientowani.
-Co się dzieje?- zapytał zaspany Horan.
-Zrobiłem śniadanie gołąbeczki.- uśmiechnąłem się złośliwie.
-Żadne gołąbeczki! Rose zasnęła więc ją zostawiłem tutaj, a sam położyłem się obok. A co zazdrościsz?- zapytał i pokazał mi język.
-Powiedzmy, że wierzę. Zaraz macie być na dole.- zaśmiałem się i wyszedłem z pokoju. Następny Hazz. Na niego miałem już sposób. Zdziwiłem się jednak kiedy wszedłem do niego a on już nie spał.
-Cześć.- przywitałem się i usiadłem obok niego.
-Hej Lou.- powiedział i podniósł głowę.
-Co tak wcześnie?- zapytałem.
-Wiesz jakoś nie mogę spać.- odpowiedział.
-Myślisz o niej?- spojrzałem na niego pytająco.
-Tak. Chciałbym wiedzieć gdzie jest i czy jest bezpieczna.- powiedział cicho i spuścił głowę.
-Rozumiem. Nic jej nie jest. Zaraz zejdź na dół. Śniadanie gotowe.- uśmiechnąłem się i wyszedłem. Teraz najgorsza osoba z całego domu. Bad Boy. Otworzyłem drzwi pokoju i od razu podszedłem do jego łóżka. Zacząłem go szturchać, ale on tylko przekręcił się na drugi bok.
-Zayn! Wstawaj! Ktoś Ci głowę ogolił!- krzyknąłem przejęty. On się od razu zerwał.
-Co?! Włosy mi obcięli. Moje włosy.- zaczął biadolić Malik, a ja wpadłem w brecht. Kiedy złapał się za głowę i spostrzegł, że włosy są, spojrzał na mnie morderczym  wzrokiem.- Dlaczego mi to zrobiłeś?
-Bo nie chciałeś wstać, a ja zrobiłem śniadanko.- zrobiłem minę szczeniaczka.
-Zaraz będę.- przewrócił oczami i poszedł do łazienki. Zszedłem na dół i usiadłem przy stole czekając na resztę. Po około dziesięciu minutach zeszli, nawet Zayn. U niego jest to wyczyn. Usiedli do stołu i zaczęliśmy jeść w ciszy. Kiedy zjedliśmy, posprzątaliśmy ze stołu i usiedliśmy w salonie.
-To skoro pogoda dziś nie sprzyja zrobimy sobie maraton filmowy?- zaproponowałem.
-No ok.- zgodzili się wszyscy jednogłośnie. Za oknem leje jak z cebra. No cóż takie już uroki Londynu.
-To idę przygotować przekąski.- powiedziałem i poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem popcorn, chipsy, ciastka, miski, szklanki oraz różne napoje i postawiłem je na blacie. Chciałem zacząć wszystko przesypywać, ale zadzwonił mi telefon. Nie patrząc kto dzwoni odebrałem.
-Tu Louis William Tomlinson. Jeśli nie dzwonisz w sprawie marchewek rozłącz się.- zaśmiałem się.
-Lo… Louis.- usłyszałem znajomy głos w słuchawce.

13 komentarzy  = next :) 

PS. prośba do was :) czy moglibyście kilknąc w to: http://www.ermail.pl/klik/VnNUZmED .Dla mojej przyjaciółki znaczy to dużo :) 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Imagin o Niallu

Hej :)
Zacznę od tego, ze to nie jest nasz imagin, tylko napisany przez jedna wyjątkową osobę :)

Cześć, może mnie znacie jeśli czytacie komentarze. :) Jestem Lov, a to mój pierwszy imagin- jest smutny, bo pisałam go jak miałam  lekką załamkę (nie pytajcie czemu). Mam nadzieję, ze wam się spodoba. :)  Proszę komentujcie i wyraźcie swoją opinię i oczywiście czy chcecie 2 cześć. :) Miłego czytania xx
 ~Lov


Z Niall'em znałaś się od dziecka. Codziennie gdzieś razem wychodziliście - powygłupiać się, pograć w piłkę lub po prostu na spacer pogadać.  Uwielbiałaś tego Irlandczyka. Pewnej nocy podczas jednej przechadzki on wyznał Ci miłość i zapytał czy zostaniesz jego dziewczyną. Nie wahałaś się ani chwili - od razu się zgodziłaś. 
 Byliście jak para idealna. Niall nie widział świata poza Tobą - zabierał Cię często do kina, do restauracji czy na romantyczne wypady nad jezioro. Takiego chłopaka ze świecą szukać. Byliście bardzo szczęśliwi i mieliście wrażenie, że to będzie trwać wiecznie. Niestety nie było wam to pisane...
 Dziś 1 rocznica waszego związku. Niall wpadł do Ciebie o 11:00 z pomysłem przejażdżki rowerowej. 10 minut później jechaliście główną drogą przez miasteczko śmiejąc się i ciesząc własnym towarzystwem. Kochałaś go całym sercem. Dla Ciebie był perfekcyjny - jego niebieskie jak ocean oczy, farbowane blond włosy sterczące w różnych kierunkach, śmiech którym rozbawiał wszystkich - był jak anioł. Jechałaś z przodu, on kilka metrów za Tobą. Właśnie wjeżdżaliście na skrzyżowanie. Byłaś tak w niego wpatrzona i zaabsorbowana jego obecnością, że nie zauważyłaś samochodu nadjeżdżającego z prawej strony. Gdy go usłyszałaś było już za późno. Pojazd nie zdążył zahamować i wjechał w Ciebie z pełną siłą.
Poczułaś silne uderzenie.
Uczucie spadania.
Bolesny upadek na asfalt.
Nie czułaś bólu.
Nic nie czułaś.
Słyszałaś jak ktoś krzyczy Twoje imię, ale jakby z daleka, jakby ten krzyk był stłumiony przez ścianę. Po chwili zobaczyłaś nad sobą twarz anioła.
Twojego anioła.
Była inna niż ją zapamiętałaś - w oczach nie było tych iskierek tylko rozpacz, leciały z nich łzy, na twarzy nie gościł jego piękny uśmiech, który zawsze rozgrzewał Twoje serce, jego usta były wykrzywione w grymasie bólu. Mówił coś do Ciebie, nie wiedziałaś co. Niall trzymał Cię w ramionach, cały jego świat właśnie umierał na jego oczach. Cały czas coś mówił, po chwili zrozumiałaś co.
- [T.I]. proszę nie zostawiaj mnie, błagam, kocham Cię słyszysz? Nie możesz mnie zostawić, jesteś wszystkim co kocham, umrę bez Ciebie! [T.I], proszę nie odchodź....Boże spraw żeby nie odeszła.... Proszę....
Głos mu się załamał, słyszałaś w nim tyle bólu i cierpienia że nie mogłaś tego znieść, serce Ci pękało na ten widok. Łzy zaczęły spływać po Twoich policzkach. Wiedziałaś że dużo czasu Ci nie zostało, chciałaś mu coś powiedzieć, ale było to bardzo trudne.
- Kocham Cię Niall, zawsze będę Cię kochać - wyszeptałaś ledwo
Bałaś się, że tego nie usłyszał.
- Też Cię kocham, nie pozwolę by nas rozłączono rozumiesz? Zrobię wszystko żebyś ze mną została
Poczułaś się senna, wszystko wokół zaczęło się kręcić.
Odpływałaś.
Usłyszałaś jeszcze syrenę. Może karetki? 
Nie byłaś pewna. Resztkami sił spojrzałaś ostatni raz w te niebieskie oczy. Chciałaś je jak najdokładniej zapamiętać, zabrać ze sobą ten ich błękit. Nie miałaś już siły, zamknęłaś oczy.
- [T.I]? Proszę nie zostawiaj mnie, nie zasypiaj, błagam - Niall potrząsał Tobą ale to nic nie dawało.
Irlandczkiem wstrząsnął potężny szloch, przytulił Cię do piersi bojąc się, że już nigdy nie zobaczy Twojego uśmiechu. 
Właśnie stracił wszystko co kochał....


~wstawiała Aguś xoxo

środa, 14 sierpnia 2013

Imagin o Louisie

Więc postanowiłam dokończyć imagin. Większość z was prosiła o drugą część więc jest. To link do pierwszej części. Mam nadzieję, że spełniła wasze wymagania. Zapraszam do czytania.



Imagin o Louisie


Oczami Louisa


Nadal nie mogę w to uwierzyć. Ona mnie nie chce, mimo że mnie kocha. Wszystko przez to, że te trzy lata temu wyjechałem i się do niej nie odezwałem. Jestem dupkiem myślącym tylko o sobie. Dlatego poprosiłem menadżera o parę dni wolnego. Muszę sobie to wszystko ułożyć. Jestem w Doncaster, w naszym rodzinnym mieście. Moim i [T.I]. Dobrze, że wiedziałem gdzie mama chowa klucze, bo była teraz w pracy. Mark też, a dziewczynki pewnie w szkole. Poszedłem do siebie do pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. Nienawidzę samego siebie za to co jej zrobiłem. Myślałem wtedy o sobie. O moich pieprzonych marzeniach. O tym, że będzie mi łatwiej o niej zapomnieć. Tak nie było.

Twoimi oczami


~Kilka dni później~

Louis od tamtego zdarzenia nie odezwał się do mnie ani razu. Może to i lepiej? Jednak ja nie potrafię zapomnieć naszego pocałunku. Jego ust napierających na moje, tej delikatności. Czekałam na to od dziewięciu lat, kiedy to go pocałowałam i powiedziałam, że to tylko zakład. Tak nie było. Po prostu spanikowałam. Teraz też tak było. Dlaczego nie potrafię dopuścić do siebie osób, na których mi zależy? Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Ciekawe kto to? Poszłam otworzyć. Ledwo uchyliłam drzwi, a nieproszeni goście wparowali do domu.
-[T.I] musisz jechać z nami.- powiedział stanowczo Liam.
-Gdzie i po co?- zapytałam zdziwiona.
-Do Doncaster. Louis Cię potrzebuje.- powiedział Hazz i złapał mnie za rękę.
-Nigdzie nie jadę.- wyrwałam mu się.
-Kochasz go?- zapytał, a ja nic nie odpowiedziałam- On chce się zabić.- podał mi swoją komórkę.
Od: Lou
Przepraszam chłopaki. Nie potrafię bez niej żyć. Teraz kiedy się spotkaliśmy, a ona nie chce ze mną być zgubiłem sens życia. Kocham ją, ale bez niej to życie nie będzie takie samo. Nie potrafię żyć ze świadomością, że mnie nienawidzi, że ją skrzywdziłem. Żegnajcie i powiedzcie jej, że ją kocham. Wybaczcie.
Spojrzałam na nich przerażona i po chwili już znajdowaliśmy się w samochodzie. Jeśli dobrze pójdzie na miejscu będziemy za trzy godziny. Wtedy jednak może być już za późno. Zayn prowadził jak szalony. Nie dziwię mu się. To w końcu jego przyjaciel. Oparłam głowę o ramię Liama i zaczęłam rozmyślać. Jeśli on sobie coś zrobi nie przeżyję tego. Kocham go. Po tamtym pocałunku wiem, że nie potrafię bez niego żyć. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Kiedy dojechaliśmy na miejsce Liam mnie obudził. Bez słowa wybiegłam z samochodu i zaczęłam się dobijać do domu państwa Tomlinsonów. Drzwi otworzyła mi zapłakana pani Tomlinson.
-[T.I]?- zdziwiła się.
-Tak. Jest Louis?- zapytałam się, a ona rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Lou… Louis jest w szpitalu.- załkała- Jest tam z nim Mark. Ja nie byłam w stanie tam jechać.
-Jak to? Co się stało?-
-Próbował popełnić samobójstwo.
-Muszę pojechać do szpitala.- odwróciłam się do chłopaków. Oni tylko pokiwali głowami i poprowadzili mnie do auta, bo ja przez łzy nic nie widziałam. Po około piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Wbiegliśmy do szpitala i od razu udaliśmy się do recepcji.
-Dzień dobry. My do Louisa Tomlinsona.- powiedziałam na jednym wydechu.
-Jesteście kimś z rodziny?- zapytała recepcjonistka.
-My jesteśmy przyjaciółmi, a ona narzeczoną.- wyjaśnił Liam, a ja spojrzałam na niego pytająco.
-Sala 53.- uśmiechnęła się ciepło. Pędem ruszyliśmy na poszukiwania. Byłam nie raz w szpitalu przez mojego ojca, ale zawsze to było na parterze. W końcu znaleźliśmy ojczyma Tommo.
-Co z nim?- zapytałam patrząc w zaszklone oczy pana Marka. Mimo, że nie jest ojcem Louisa traktuje go jak własnego syna.
-Nie wiadomo czy przeżyje.- powiedział, a ja się w niego wtuliłam i znowu się rozpłakałam.- Mam coś dla Ciebie. Znalazłem to przy nim.- odsunęłam się od niego, a on podał mi kopertę z moim. Usiadłam na krześle przed salą Louisa i otworzyłam kopertę. Wyciągnęłam z niej kartkę i rozłożyłam.
Kochana [T.I]
Wiem spieprzyłem sprawę. Nie dziwię Ci się, że nie chcesz mnie znać. Mama powiedziała mi jakie katusze przeżywałaś mieszkając ze swoimi rodzicami. Ile to razy u mamy nocowałaś, albo jak Cię pobił i byłaś w szpitalu. Mama i Mark namawiali Cię na pójście na policję jednak nie chciałaś. Miałaś nadzieję, że się zmienią? Nie dziwę Ci się. W końcu to Twoi rodzice. Mama do mnie kiedyś zadzwoniła mówiąc, że uciekłaś z domu i nie wiadomo gdzie jesteś. Co się wtedy z Tobą stało? Tego to się nigdy nie dowiem. Wiesz może gdybym choć raz Cię odwiedził i zabrał Cię ze sobą nie przeżywałabyś tego wszystkiego. Wcześniej Cię przecież nie bił. Dopiero jak ja wyjechałem. Czyżby się mnie bał? Nie wiem. Wiem tylko, że bardzo Cię kocham. Podczas wyjazdu tak naprawdę myślałem o sobie. Nie powinienem był wyjeżdżać w dniu Twoich szesnastych urodzin, mimo że mi kazałaś. Mogłem przełożyć wyjazd choć o jeden dzień. Nie zrobiłem tego. Dlaczego? Bałem się, że stracę szansę na wielką karierę. Bo wiesz zanim poszedłem do X faktora obiecałem sobie, że kiedy skończysz te szesnaście lat powiem Ci co czuję. Nie zrobiłem tego, bo był ten pieprzony wyjazd. Przewidywałem dwa możliwe scenariusze. Pierwszy, że nie czujesz tego co ja i to zniszczy naszą przyjaźń, ale łatwiej będzie mi Ciebie opuścić. Drugi, że darzysz mnie tym samym uczuciem co ja Ciebie, a wtedy nie potrafiłbym Cię opuścić. Tak więc masz rację. Jestem dupkiem, któremu na sercu nie leżą uczucia innych. Gdybym nie myślał wtedy o karierze nie straciłbym czegoś cenniejszego od sławy i pieniędzy. Nie straciłbym miłości mojego życia. W ten sposób straciłem osobę, na której najbardziej mi zależało. Co prawda mogłem do Ciebie dzwonić, ale nie zrobiłem tego, bo bałem się, że wtedy nie przestanę o Tobie myśleć i nie ułożę sobie życia z inną kobietą. Wiesz to tak naprawdę nie pomogło. Ciągle miałem Cię w swoim sercu. Miałem dziewczyny jak wiesz, ale w każdej szukałem Ciebie. Mojego ideału. Wiesz muszę kończyć ten list, bo Mark niedługo wraca z pracy. Chciałem Ci to wszystko wyjaśnić przed śmiercią. Chcę odejść z uczuciem, że chociaż starałem się żebyś przestała mnie nienawidzić. Kochałem Cię, Kocham i już na zawsze będę kochał. Żegnaj.
Twój Louis
Po moich policzkach ciurkiem leciały łzy. On nie może mi tego zrobić. Musi żyć. Ja bez niego nie wyobrażam sobie przyszłości. Kocham go i nie nienawidzę. Jeśli on umrze co ja będę miała zrobić. Mam tylko jego. Są jeszcze chłopcy i [I.T.P], ale to nie to samo. Podszedł do mnie Harry i mnie przytulił. Dla każdego z nich jest to trudne. W końcu traktują się jak bracia. Po około dziesięciu minutach z sali, w której leżał Louis wyszedł lekarz. Wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi.
-Co z nim?- zapytałam.
-Jest bardzo osłabiony. Jednak wybłagał, abym wpuścił jedną osobę. Poprosił, aby przyszła do niego, jeśli oczywiście jest, niejaka [T.I.] [T.N]. Jest tu?- spytał patrząc na nas wszystkich.
-Tak. To ja.- powiedziałam.
-Możesz tam wejść.- zachęcił mnie. Niepewnie weszłam do Sali, zamknęłam drzwi i wzrokiem odnalazłam Louisa. Leżał przypięty do różnych kabelków. Na ten widok znowu się rozpłakałam. W tym samym momencie on odwrócił głowę w moją stronę i lekko się uśmiechnął.
-Nie myślałem, że tu będziesz.- powiedział cicho.
-Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam.
-Dlatego, że Cię kocham. Nie potrafię bez Ciebie żyć.- odpowiedział.
-A przez te ostatnie trzy lata umiałeś?
-Wiem, że zawaliłem. Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. Zaufaj mi. Dostałaś list?
-Tak.
-To wiedz, że wszystko co tam napisałem było prawdziwe. Ja chcę z Tobą być. Kocham Cię.
-Louis ja muszę to przemyśleć. Dla mnie też to jest trudne. Nie rób sobie nic jak mnie nie będzie.- powiedziałam i otworzyłam drzwi.
-[T.I] kocham Cię.
-Ja Ciebie też Louis.- szepnęłam, ale tak żeby nie usłyszał. Chłopcy od razu rzucili się na mnie żeby dowiedzieć się co chciał, ale ja nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Wyminęłam ich bez słowa i usiadłam na krześle. Oni weszli do Louisa razem z panem Tomlinsonem. Kocham go, ale boję się, że znowu mnie zostawi. Po za tym boję się co na to rodzice Tommo, fanki, chłopcy, Modest. Jest tyle przeciw. Za jest jedno, ale chyba najważniejsze. Nasza wzajemna miłość, o której on nie wiem. Nie wie, że ja go kocham. W pewnym momencie zauważyłam, że do Sali Louisa zaczęli wbiegać lekarze i pielęgniarki. Weszłam tam, a to co zobaczyłam sprawiło, że zamarłam. Na ekranie była prosta kreska. Wszyscy chłopcy patrzyli z niedowierzaniem i wielkim bólem. Lekarze reanimowali go. Zaniosłam się głośnym szlochem i podbiegłam do jego łóżka.
-Louis nie zostawiaj mnie. Kocham Cię.
-Proszę ją stąd zabrać. Wy też wyjdźcie.- powiedział lekarz. Ja nie ruszałam się z miejsca i ignorowałam uwagi pielęgniarek i lekarzy. Ktoś mnie podniósł i wyniósł z sali, mimo że ja krzyczałam i kopałam, aby mnie puścił. Nie zrobił tego. Liam postawił mnie na podłodze przed salą i przyciągnął do siebie. Przylgnęłam do niego i zaczęłam moczyć mu koszulę. Usiadł na krześle sadzając mnie sobie na kolanach. On też płakał zresztą jak wszyscy chłopcy. Po około dwudziestu minutach z sali wyszedł lekarz. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z przerażeniem.
-Jego stan jest stabilny. Można do niego wejść.- uśmiechnął się ciepło. Od razu zerwałam się z kolan Liasia i wbiegłam do Louisa. Chłopcy i pan Mark weszli za mną. Przytuliłam się do niego, a on objął mnie swoim ramieniem.
-Nie rób mi tego więcej.- poprosiłam go.
-Obiecuję.- powiedział. Odsunęłam się od niego, a on złączył nasze dłonie jak za dawnych lat.
-Nieźle nas wystraszyłeś stary.- zaśmiał się Zayn.
-Co ty sobie w ogóle zrobiłeś?- zapytał Liam. Też chciałam to wiedzieć, ale bałam się zadać to pytanie.
-Nic takiego.- odparł cicho.
-Podciął sobie żyły i zażył całe opakowanie środków nasennych.- wyjaśnił pan Tomlinson. 
-Jesteś debilem.- powiedział Niall.
-A wy co byście zrobili na moim miejscu?- zapytał ich Louis.
-Walczylibyśmy o nią.- odparł Harreh.
-Ale ona mnie nie chce.- powiedział cicho, ale wszystko słyszeliśmy.
-Ta ona Cię kocha i już nie zostawi.- powiedziałam. On spojrzał na mnie z niemym zachwytem i delikatnie musnął moje usta. Chłopcy zaczęli klaskać i buczeć.
-Kocham Cię.- powiedział patrząc w moje oczy.
-Ja Ciebie też.- uśmiechnęłam się i znowu go pocałowałam.

~5 miesięcy później~

Z Louisem świetnie nam się układa. Moje obawy nie potwierdziły się. Rodzice Tommo ucieszyli się z tego faktu, bo od zawsze chcieli żebyśmy byli razem. Chłopcy traktują mnie naprawdę super. Jak taką małą siostrzyczkę, mimo że jestem niewiele od nich młodsza. Modest mnie niecierpki, ale Louis i chłopaki powiedzieli, że albo akceptują nasz związek, albo kończą z nimi współpracę. Przestraszyli się i nie starają się zaszkodzić naszemu związkowi. Fanki bardzo ciepło mnie przyjęły. Oczywiście zdarzają się hejty, ale staramy się tym nie przejmować. Zamieszkałam z nim. [I.T.P] też z nami mieszka i widać, że między nią, a Harrym jest jakaś chemia. Sami się do tego nie przyznają, ale ja widzę jak na siebie patrzą. Szczerze mówiąc jestem zadowolona ze swojego życia. Dwa miesiące temu pochowałam moich rodziców. Przedawkowali jakieś prochy. Nie tęsknię za nimi. Może wydaje się to egoistyczne, ale zważywszy na to jak mnie traktowali cieszę się, że ich już nie ma na tym świecie. Nie mogę ich nazwać rodzicami, bo nie oni mnie wychowali. Zrobiłam to sama z pomocą Louisa i jego rodziców. Przynajmniej wiem, że nie stoczę się jak oni. Lou po swojej próbie samobójczej chodził do psychologa i teraz na pewno nie zrobi tego znowu. Kochamy się i to jest najważniejsze.
Zamknęłam pamiętnik i schowałam go pod łóżko. Zeszłam na dół do reszty. Był jeszcze Paul.
-O jesteś.- ucieszył się.
-Coś się stało?- zapytałam podejrzliwie.
-Chodzi o to, że jutro wyjeżdżamy w  trasę.- powiedział Louis.
-Super. Na ile?- zapytałam.
-Na osiem miesięcy.- powiedział cicho.
-Na ile?!-zapytałam z niedowierzaniem- I ty mi to dopiero dzień przed wyjazdem mówisz? Myślałam, że jesteś inny.
-Spokojnie jest też dobra wiadomość.- powiedział Paul.
-Ciekawe jaka? Może to, że będziemy widywać się raz w miesiącu?!- krzyknęłam i wyszłam z salonu. Zamknęłam się w łazience i zaczęłam płakać. Mógł mi powiedzieć wcześniej. Przygotowałabym się jakoś do tego wyjazdu. A tak?
-[T.I], otwórz. Proszę.- usłyszałam pukanie i głos Louisa.
-Nie.- odpowiedziałam. Usłyszałam resztę chłopaków, którzy zaśmiali się.
-Kochanie, ale przez to, że nie wysłuchałaś nas do końca nie dowiedziałaś się najważniejszego.- powiedział.
-Czego?- zapytałam obojętnie.
-Tego, że jedziesz z nami, a [I.T.P] z nami. Ona już się zgodziła.
-A moja praca?- zapytałam.
-Już tam nie pracujesz. Zwolniłem Cię.- zaśmiał się.
-Co zrobiłeś?!- wybuchnęłam i otworzyłam drzwi. Wszyscy zrobili krok do tyłu. Hazza się śmiał, ale mnie nie było do śmiechu. Wszyscy patrzyli na mnie przerażeni.- Najpierw dowiaduję się, że jedziesz w ośmiomiesięczną trasę i jestem załamana! Później mówisz mi, że mogę jechać z wami i jestem happy, a na końcu oznajmiasz, że bez mojej wiedzy zwolniłeś mnie z pracy! Co ty sobie myślisz?!- krzyknęłam dźgając go palcem w tors.
-Kochanie chciałem dobrze. Nie musisz pracować. Ja mogę nas utrzymywać.- zaczął się tłumaczyć. Spojrzałam na niego złowrogo.- Kocham Cię.
-Mówiłem, że to zły pomysł.- zaśmiał się Harry.
-Nie wtrącaj się Styles.- warknęłam na niego, a on automatycznie przestał się śmiać- Ty Tomlinson jesteś naprawdę głupi. Ja nie chcę żyć na Twoim garnuszku. Sama chcę zarabiać. Nie rozumiesz?
-Rozumiem, ale po co skoro będziesz mogła w ten sposób jeździć z nami w trasę?- zapytał niepewnie. Spojrzałam na niego i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Kocham Cię- przytuliłam się do niego.
-Nie rozumiem.- powiedział.
-Oj, bo się cieszę, że pomyślałeś o tym, że mogę z Tobą jeździć w trasę. Jednak o tym żeby mnie zwolnić z pracy powinieneś porozmawiać ze mną. Przepraszam, że się tak uniosłam. Ciebie też Harry.- powiedziałam.
-Nie masz za co przepraszać. Miałaś rację.- odpowiedział z uśmiechem.
-Kocham Cię.- powiedziałam i spojrzałam w jego niebieskie tęczówki, w których od razu utonęłam.
-Ja Ciebie też.- odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. Zaczęliśmy się całować. Kocham te jego usta.
-O bleee. Nie przy ludziach- powiedział Zayn, a my się od siebie odsunęliśmy z uśmiechem.
-Czuję się zazdrosny Louis.- zaśmiał się Harry.
-Chodź Hazz zostawmy zakochanych.- powiedziała [I.T.P] i pociągnęła go za rękaw. Wszyscy wyszli, a my w końcu zostaliśmy sami. Wróciliśmy do przerwanej nam czynności.

~8 miesięcy później~

Trasa się skończyła, ale nie nasza miłość. Wszystkie trudności przetrwaliśmy. Jesteśmy szczęśliwi. Niedługo na świecie przywitamy naszą córeczkę. Tak jestem w piątym miesiącu ciąży. Ślub odbędzie się po narodzinach. Teraz w trasy będziemy jeździć z nią. Hazza i [I.T.P] są razem. Jesteśmy jedną wielką rodziną. Wszystko jest idealnie. Jak w moich snach, które w końcu się spełniły.

_________________________________________________________________________


 Co do rozdziału zmieniam ilość komentarzy. 12 komentarzy=next.

~Bianuś

czwartek, 8 sierpnia 2013

Niespodzianka



Dzisiejszą niespodziankę dedykujemy wszystkim cierpliwym czytelnikom. Dziękujemy, że jesteście z nami. Jest to druga część imagina o... Uwaga, uwaga! O Haroldzie Edwardzie(Cullenie) Stylesie. Tu macie link do pierwszej części. Miłego czytanie życzymy. :) Do następnego rozdziału lub imagina misiaczki. By Bianuś i Aguś
 Imagin Harry cześć 2          

Harry`s POV

Podpisywałem się właśnie na płycie fanki, gdy została odtrącona przez [T.I]. Dziewczyna mocno mnie ścisnęła i zamknęła oczy. Jakaś zakapturzona postać się na nas rzuciła. Mimo kaptura zauważyłem jej blond włosy, mocno czerwone usta i białe zęby. Grzywka lekko zasłaniała jej oczy, ale to była Taylor, moja eks dziewczyna. Greg wkroczył do akcji i ją powalił. Wyrwał jej broń, wyjął telefon i dzwonił. [T.I] osunęła się na ziemię. Uklęknąłem przy niej lekko ją podtrzymując.
-[T.I] błagam, nie zostawiaj mnie.-szepnąłem do mojej ukochanej.
-Kocham Cię…- po chwili usłyszałem jej szept. –Harry, pocałuj mnie…
Nie wahałem się. Od razu przycisnąłem moje wargi do jej, rozpaczliwie pragnąc, by to nie był nasz ostatni pocałunek. Tak bardzo ją kocham. To miłość mojego życia, moja druga połówka, i nagle mogę ją stracić. Odsunąłem się od niej. Łzy spływały mi po policzkach i kapały na jej piękną twarz. Uśmiechnęła się lekko i zamknęła oczy. Co jeśli stracę ją na zawsze? Nie przeżyję bez niej. Poczułem mocny ucisk na ramieniu. To Greg. Przyjechała karetka, policja… niby wszystko pod kontrolą, oprócz mnie. Położyli [T.I] na noszach i weszli do karetki. Wepchnąłem się tak i usiadłem, a ochroniarz za mną. Chcieli mnie wyrzucić, ale przypomniałem im o [T.I]. Cholernie się martwiłem. Pędziliśmy do szpitala ulicami miasta. Ciągle trzymałem [T.I]za rękę. Nie chciałem jej za  nic puścić. Dojechaliśmy. Wysiedliśmy z karetki i kierowaliśmy się na blok operacyjny. Usiadłem w poczekalni. Teraz nie liczyło się nic oprócz niej. Minuty dłużyły się jak nigdy wcześniej. Chciałem tylko wiedzieć, czy będę mógł spędzić z nią resztę życia. Nie ważne jak Edzie to trudne, muzę z nią być. Spoglądałem na swoje buty i nerwowo bawiłem się palcami. Wyszedł lekarz.
-Doktorze, jak z nią?- zapytałem od razu
-Aktualnie jest prowadzona operacja. Sytuacja jest poważna.
Przeraziłem się. Nie, to niemożliwe. Ona będzie żyła.
-Opanowaliśmy już krwotok wewnętrzny, ale ma uszkodzoną wątrobę i jelito. Straciła sporo krwi- ciągnął dalej- Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Proszę iść do domu. Będziemy pana o wszystkim powiadamiać.
- Em… dziękuję, ale wolę zostać.
-Oczywiście, skoro pan chce. Przepraszam, ale muszę już iść.- szybko się oddalił
Znów usiadłem. Mam nadzieję, że Taylor zgnije w więzieniu. Greg cały czas siedział przy mnie. Dobrze mieć kogoś takiego. Niby to jego praca, a jednak jest bardzo Dorym człowiekiem. Wyciągnął telefon  i dzwonił. Nie przysłuchiwałem się zbytnio, bo czekałem na dalsze informacje.
-Hm.. Harry? Chcesz  coś do jedzenia? – zapytał troskliwie
-Tak, przynieś cokolwiek- odparłem bez zastanowienia
Ruszył korytarzem. Zrobiło się całkiem pusto. Wszyscy gdzieś wybyli.  Chciałem już wiedzieć, co się dzieje. Nie wiem ile trwają takie operacje, ale będę czekał. Usłyszałem kroki i znajome głosy. Może mi się wydaje. To pewnie przez stres. Za dużo stresu i czekania. Poczułem rękę na ramieniu.
-Kapitan Potato melduje gotowość do akcji! Przyprowadziłem towarzyszy : Boo Bear”a, DJ Malika i Daddy”iego. – Niall zasalutował jak oficer, a Lou tylko wywrócił oczami.
Uśmiechnąłem się słabo. Zawsze byli przy mnie. Te najgorsze chwile przeżywaliśmy razem i to nas wzmocniło. Moi bracia. Dobrze, że tu są.
-Mamy trochę jedzenia.- szepnął Liam siadając obok. Nie mogliśmy przyjechać wcześniej, przepraszamy.
-Ważne, że teraz jesteście. To się liczy.
Siedzieliśmy w milczeniu jedząc hamburgery. Wybiegł lekarz.
-Potrzebna krew! Cały litr krwi zero!- krzyknął w stronę najbliższej pielęgniarki i pobiegł w jej stronę.
-Zaraz wrócę- oznajmił Lou wstając. Ruszył szybko korytarzem.
Panie Styles? – podniosłem głowę- Mamy nie najlepsze wiadomości.
Przełknąłem ślinę. Dłonie zaczęły mi się pocić.
-Tak? –próbowałem opanować drżenie głosu-.
-Brakuje nam krwi dla niej. Nie wiem jak to możliwe, ale tak jest. Jeżeli nam nie dostarczą  w ciągu pół godziny , proszę szykować się na najgorsze.
Opadłem na krzesło. Nie, nie, nie , nie. Za nic jej nie mogę stracić.
-Co to znaczy?- dopytywał Liam
-Ona może umrzeć. Podtrzymamy ją tylko przez pół godziny, potem już nie ma szansy.- oznajmiła smutno.
Usiedliśmy i czekaliśmy.
-Tak w zasadzie to gdzie jest Lou?- zapytał Zayn.
-Poszedł gdzieś. Powinien już być. Mówił, że zaraz wróci. – oznajmił Li
Cisza się przedłużała, a Lou nadal nie było. Po chwili przybiegł lekarz z dwoma woreczkami krwi. Wbiegł do sali. Na końcu korytarza zauważyłem chłopaka. Strasznie wolno szedł, trzymając się za rękę i niosąc coś w drugiej. Opadł na krzesło i zaczął jeść to co miał.
-Daj trochę czekolady Boo Bear- poprosił Niall
-Nie mogę. Dopiero co byłem supermanem.-odparł i lekko się uśmiechnął.-  Podziękujesz mi później Harry.
Co? O czym on mówił? Po chwili dotarł do mnie sens jego słów. Uratował ją. Oddał jej krew. Podszedłem do niego i g uściskałem. Łzy szczęścia kręciły mi się w oczach. Zamrugałem i je odpędziłem.
-Dziękuję Loueh. Jestem Twoim dłużnikiem do końca życia.
Ważne, żeby ona żyła, to jest ważne.- puścił do mnie oczko i usiadł.
Siedziałem w miarę szczęśliwy. Może się uda. Myślę, że będzie dobrze. Teraz wystarczy tylko czekać. Ugh. Denerwuje mnie  to.  Podeszła do nas pielęgniarka.
-Który z panów to Styles?- zapytała niepewnie szatynka
-Ja- odparłem wstając.
-Operacja się udała. Pana ..ym…
-Dziewczyna- podsunąłem
-…dziewczyna będzie żyła. Zaraz przeniosą ją na salę. Będzie pod dobrą opieką.- uśmiechnęła się do mnie.
Otworzyły się drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. [T.I] leżała na łóżku. Blada. Niewinna. Żywa. Moja.

***
3 miesiące później
-[T.I] jak się czujesz?- zapytał Lou podając mi herbatę i siadając obok.
-Dobrze, dziękuję. – odarłam pijąc napój
-[T.I] !- zawołał mnie Hazz z góry- chodź tu na chwilę!
Odstawiłam kubek na stolik, patrząc na rozbawionego Lou. Ruszyłam schodami. Zauważyłam, iż drzwi mojego pokoju są otwarte. Szybkim krokiem tam weszłam. Nie było tu nikogo, tylko na łóżku leżał dosyć spory pakunek.  Otworzyłam pudełko i zobaczyłam piękną niebieską sukienkę.  Wyjęłam ją. Była bez ramiączek w falbany i dosięgała mi do kolan. W pudełku leżały jeszcze buty, śliczne niebieskie czółenka. Na mojej poduszce leżała kartka.

„Załóż to i zejdź na dół. Mam dla Ciebie niespodziankę.”
Harry

Zamknęłam drzwi pokoju, weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się, rozczesałam swoje włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Użyłam jeszcze ukochanych perfum „Our Moment” i gotowa ruszyłam na dół. Gdy już się pojawiłam na samym dole pięć głów patrzyło w moją stronę i się uśmiechał, ale tylko Harry miał na sobie garnitur. Podszedł do mnie i wziął mnie za rękę.
-Pięknie wyglądasz.- szepnął. Uśmiechnęłam się. Ruszyliśmy do drzwi. Wychodząc obróciłam jeszcze głowę do chłopców i krzyknęłam:
-Tylko nie rozwalcie mi domu!
Nie zdążyłam usłyszeć co odpowiedzieli, bo Hazz pociągnął mnie w stronę auta. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i pomógł wsiąść, a następnie sam obszedł samochód, wsiadł i odpalił silnik.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam zaciekawiona.
-Zobaczysz.- odparł wymijająco. Jechaliśmy w ciszy. W końcu się zatrzymaliśmy, a Harry obrócił głowę w moją stronę.
-Jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się. Byliśmy przy jakiejś restauracji w centrum miasta. Otworzyłam drzwi, wyskoczyłam z samochodu i czekałam na chłopaka. Zamknął auto, włączył alarm i podszedł do mnie obejmując mnie ramieniem.
-[T.I], jesteś gotowa?- zapytał troskliwie.
-Oczywiście. Tylko na co?- odpowiedziałam.
-Zobaczysz.- uśmiechnął się i poruszył brwiami ala Zayn.
-Przestań, bo zaraz skopiujesz Zayna.- zaśmiałam się. Ruszyliśmy chodnikiem w stronę budynku. Chłopak otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą. Weszliśmy do wielkiej Sali zastawionej trzema stołami. Dwa z nich stały wzdłuż ścian, a trzeci na podium. Harry pociągnął mnie za rękę w stronę tego ostatniego stołu.
-Hazz, co to wszystko jest?- zapytałam zaciekawiona.
-Jak to co? Przyjęcie żarłoka.- zaśmiał się.
-Kompletnie zapomniałam.- rzuciłam przestraszona- Co mu damy jako prezent?
-Normalnie by mu wystarczyło jedzenie, ale już ma prezent od nas, nie musisz się martwić.
Usiedliśmy na „podium”. Oblatując wzrokiem otoczenie i osoby zauważyłam chłopaków. Jak to możliwe? Byli w domu kiedy jechałam z Loczkiem. Podszedł do nas kelner i nalał nam trochę szampana. Znalazłam wzrokiem Lou, który bezgłośnie mówił „okrężna droga”. Wow. Kevin go chyba nauczył nowego słowa. I serio? Jechaliśmy z Loczkiem okrężną drogą? Chłopcy musieli się wyszykować, a jak wiadomo Zaynowi zajmuje to najwięcej czasu. No w każdym razie jesteśmy. Skoro prezent dla Horanka już jest dany to mogę być spokojna. Po chwili przyjechał tort, a wszyscy zaczęliśmy śpiewać „sto lat”. Takie piękne urodziny. Chyba Niall jest zachwycony. Na jego miejscu skakałabym z radości. Było strasznie dużo jedzenie. Od jakiś past na kanapki, ciastach, indyku i sałatkach stoły się uginały. Po chwili Harreh wstał, wziął kieliszek szampana i zabrał głos.
-Toast dla naszego jubilata.- zwrócił się do wszystkich po czym wypił płyn. Wszyscy mu zawtórowali. Zdziwiłam się kiedy nie usiadł. Wszyscy patrzyli wyczekująco. Hazz wyciągnął z przedniej kieszeni marynarki pudełeczko i rozejrzał się po sali, za zaciekawionymi spojrzeniami. Wziął mnie za rękę i pociągnął tak, że wstałam. Cała uwaga skupiała się na nas. Niepewnie spojrzałam po wszystkich twarzach. Strach. Radość. Zdziwienie. Wszędzie tyle emocji. Przeniosłam wzrok na zielonookiego. To były dosłownie sekundy. Ukląkł na jedno kolano, otworzył pudełeczko, a mi ukazał się piękny pierścionek z brylantem. Otworzyłam oczy ze zdziwienia.
-[T.I], czy zgodzisz się zostać moją żoną?
Skierowałam wzrok na Daddiego. On jedynie uśmiechnął się promiennie.
-Tak. Harry tak.- odpowiedziałam radośnie. Ludzie zaczęli wiwatować. Harold wsunął na mój palec pierścionek. Chwyciliśmy po kieliszku, wypiliśmy i ruszyliśmy tańczyć. Akurat zagrali piosenkę, więc przytuliliśmy się do siebie.
-[T.I]?- zapytał.
-Tak?- szepnęłam.
-Kocham Cię jak nikogo innego.
-Wiem. Ja Ciebie też.
Więcej słów nie było nam potrzebnych. Złączyliśmy usta w namiętnym, szampanowym pocałunku.


***
*3 lata później*
-Kochanie, czy mógłbyś zmienić Alkowi pieluchę?- krzyknęłam z kuchni robiąc obiad.
-Oczywiście!- usłyszałam głos Hazzy. Wróciłam do pracy, kiedy pocałował mnie w policzek i wziął nasze dziecko. Wszystko po oświadczynach się ułożyło. Mieszkamy w Londynie. Zwykły jednorodzinny domek nam wystarcza. Na razie mam dwójkę dzieci. Trzyletnią Cassandrę, półtora letniego Alka, ale spodziewamy się jeszcze jednego dziecka. Taylor trafiła do więzienia niedługo potem. Dziesięć lat w więzieniu wystarczy jej na przemyślenie wszystkiego. A One Direction? Nie, nie rozpadli się. Czasami grają koncerty, bo w końcu mają rodziny. Będziemy żyli szczęśliwie. No a przynajmniej mamy takie plany.


 ~Aguś

Rozdział 14



Rozdział 14


Camilla


Kiedy zadzwonił telefon przeprosiłam wszystkich i wyszłam z salonu. Nie znałam tego numeru, ale postanowiłam odebrać.
-Słucham?- zapytałam- Kto mówi?
-Cześć kotku. Tylko nie mów mi, że mnie nie poznajesz.- zaśmiał się znajomy głos w słuchawce.
-Ben.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Brawo kotku.
-Nie mów tak do mnie.- powiedziałam stanowczo- Gadaj czego chcesz.
-Obrażasz mnie. Jak mogłaś pomyśleć, że coś od Ciebie chcę.- powiedział tym swoim obrzydliwie milutkim głosikiem.
-Znam Cię aż za dobrze. Nigdy nie dzwonisz żeby od tak sobie pogadać.
-I tu mnie masz. Masz miesiąc na oddanie tych siedmiu tysięcy, albo komuś stanie się krzywda.- powiedział i szyderczo się zaśmiał.
-Odpieprz się! Nic Ci nie oddam! Rozumiesz?! I nie zbliżaj się do mnie!- krzyknęłam bliska płaczu. Jednak nie mogę pokazać mu, że jestem słaba.
-Chyba się nie zrozumieliśmy kochanie.- powiedział- Jeśli ich nie oddasz, któremuś z Twoich przyjaciół coś się stanie. Wyraziłem się jasno?- zagroził mi.
-T… Tak.- załkałam cicho.
-Do usłyszenia.- rozłączył się, a ja z płaczem osunęłam się po ścianie na podłogę. Skąd on ma mój numer? Jak ja mam zdobyć te pieniądze? Podkuliłam nogi, oparłam o nie głowę i rozpłakałam się na dobre. Nie wiem ile tak siedziałam. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje i przytula. Nie miałam nawet siły sprawdzić kto to. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Poczułam tylko, że ktoś mnie podnosi i wnosi na gorę.

Następnego dnia

Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Weszłam do łazienki i oparłam się rękoma o umywalkę. Podniosłam głowę i spojrzałam w lustro. Miałam zaczerwienione i podpuchnięte oczy. Weszłam pod prysznic, szybko się umyłam i wyszłam z pokoju w samym ręczniku. Wyjęłam z szafy czarne rurki, różową bluzkę w paski i czarny sweterek. Do tego założyłam czarne conversy. Włosy spięłam w koka, a rzęsy pomalowałam. Chciałam zrobić dobrą minę do złej gry. Nie chcę żeby się czegoś dowiedzieli. Nie mogą nic wiedzieć. Muszę to sama załatwić, a na razie wyjadę z Londynu. A przynajmniej mam taką nadzieję. W końcu taki wyjazd też kosztuje. Mam nadzieję, że mi się uda. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Wszyscy tam byli, nawet Rosemarie.
-Cześć.- przywitałam się.
-Hej. Usiądź w jadalni, a my dokończymy robić śniadanie.- przytuliła mnie Rose. Wymusiłam i wyszłam z pomieszczenia. Usiadłam przy stole i zaczęłam myśleć jak zdobyć pieniądze na oddanie długu. Zdobyć siedem tysięcy w miesiąc jest strasznie trudne. Nawet jeśli pójdę do pracy to nie będzie to taka, której na dzień dobry dadzą mi trzy tysiące, a co tu mówić o siedmiu. Nie rozumiem tego. Matt przed śmiercią, jakiś miesiąc, mówił, że nic nie musi spłacać, że wszystko oddał. Jak to możliwe? Czyżby mnie oszukał? Nie to niemożliwe. On nigdy w stosunku do mnie by nie skłamał. Jednak nie mogę nie oddać Benowi tych pieniędzy. Nawet jeśli on kłamie. Nie mogę pozwolić, aby jeszcze kogoś skrzywdził. Z zamyślenia wyrwało mnie głośne „Smacznego.” Podziękowałam i zaczęłam nakładać sobie jedzenie. Chłopcy i Rose przygotowali kanapki z serem i szynką oraz jajecznicę.
-Kto wczoraj do Ciebie dzwonił?- zapytał Zayn. Miałam nadzieję, że to pytanie nie padnie.
-Nie ważne.- ucięłam temat- Jak coś nie ma mnie dziś w domu. Idę do Aleksa.- powiedziałam.
-A wrócisz tak na szesnastą?- zapytał Liam.
-Raczej tak. A co?- spytałam zaciekawiona.
-Ponieważ dziś przychodzą Danielle, Eleanor i Perrie. Chcielibyśmy wam je przedstawić.- wyjaśnił Zayn.
-No, ale jesteście pewni?- zapytała Rose.
-Tak. Jesteście naszymi przyjaciółkami i chcemy was przedstawić.- odpowiedział Harry. No właśnie tylko przyjaciółmi. W sumie nie wiem czy chciałabym żeby to było coś więcej. Przecież przeze mnie może mu się stać krzywda jeśli Ben nadal będzie mnie nękał. Nie powinnam o tym teraz myśleć.
-Wiecie ja się będę już zbierała.- powiedziałam i wstałam. Zaniosłam naczynia do zlewu i pobiegłam na górę. Wrzuciłam do torebki portfel, chusteczki oraz telefon i zeszłam na dół. Miałam zamiar już wychodzić, ale zatrzymał mnie Liam.
-Proszę. To są klucze dla Ciebie.- powiedział i wręczył mi duży pęk kluczy.
-Naprawdę.- zdziwiłam się.
-Tak.- uśmiechnął się. Rzuciłam mu się na szyję. Nie sądziłam, że tak mi ufają.
-Dziękuję. Muszę już iść.- powiedziałam- Do zobaczenia!- krzyknęłam i wyszłam z domu chowając klucze do torebki. Ruszyłam dobrze mi już znaną drogą do mojego starego domu. Mam nadzieję, że będzie w domu. Może da radę mi pomóc.

Niall


Mimo, że zjadłem śniadanie nadal byłem głodny. No, ale co ja mam zrobić skoro jestem wiecznie nienajedzony? Wyjąłem z szafki chipsy i jakieś ciastka, wsypałem chipsy do miseczki, po czym skierowałem się do salonu. Usiadłem na fotelu.
-Niall daj jednego.- usłyszałem głos Rose.
-Nie.- odpowiedziałem i włączyłem telewizję. Latałem po kanałach do momentu, aż zna…- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!- krzyknąłem gdy ktoś się na mnie rzucił. Popatrzyłem na tę osobę i okazało się, że to Rose.- Co ty robisz? Na mózg Ci padło kobieto?- zapytałem lekko wkurzony, bo naprawdę się przestraszyłem.
-Biorę sobie chipsa.- odpowiedziała bezczelnie i wsadziła go sobie do ust. Nie mogłem puścić jej tego płazem. Kiedy już go przełknęła dźgnąłem ja w żebra. Ta zerwała się i krzyknęła:
-Kurwa! Niall to bolało!- trzymała kurczowo miejsca, w które ją dźgnąłem- To boli. Moje żebra.- dodała cichutko.
-To sobie je pomasuj.- powiedziałem i wyszczerzyłem się.
-Jak można pomasować sobie coś co jest pod skórą?- zapytał Liam patrząc na mnie z politowaniem.
-No normalnie. O tak.- powiedziałem i zacząłem masować boki Rose. Odskoczyła ode mnie i spojrzała na mnie z wielkim szokiem.
-Co za intelidżent.- zaśmiał się Lou- Jeśli chciałeś ją pomacać mogłeś zrobić to w bardziej ustronnym miejscu.- uśmiechnął się porozumiewawczo.
-Debil jesteś, wiesz.- syknąłem.
-Przestańcie. Zachowujecie się jak małe, niewyżyte seksualnie dzieci.- opieprzył nas Payne- Co teraz pomyśli sobie o nas Rose?- zapytał.
-Spokojnie. Nie myślę o was jak o zboczeńcach, tylko jak o pedofilach.- powiedziała Rose i wystawiła język. Spojrzeliśmy na nią zdziwieni, a ona się roześmiała.- Nie no żartowałam. Zachowujecie się jak zwykłe nastolatki. Nie udajecie nikogo kim nie jesteście i za to właśnie was kocham.
Wszyscy oprócz Harrego rzuciliśmy się przytulić. On jako jedyny odkąd Camilla wyszła nie odezwał się ani słowem. Siedział zamyślony gapiąc się w jeden punkt. Jeśli jej nie kocha to ja nie wiem co to jest. Podeszłem do niego i klepnąłem go w ramię.
-Myślisz o niej co?- zapytałem. Cała reszta usiadła i patrzyła na niego wyczekująco.
-Co? Nie. Ale o kim?- zapytał zdezorientowany i popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem.
-No o Camillę mi chodzi.- wyjaśniłem mu.
-Nie. No może trochę. W sumie nie wiem.- powiedział.
-Harry ty ją kochasz, prawda?- zapytał Tommo.
-Nie! Nie kocham jej!- krzyknął zdenerwowany.
-Hazz spo…- zacząłem.
-Nie, nie będę spokojny! A może ty Horan powiesz Rose co do niej czujesz! Myślisz, że tego nie widać jak na nią patrzysz? Może ona jest taka głupia i tego nie widzi, bo nie zna Cię tak jak ja, ale to widać!- skończył swój monolog i wyszedł z domu trzaskając drzwiami zostawiając nas wszystkich w kompletnym osłupieniu.
-Wow. Nie spodziewałem się tego po nim.- westchnął Zayn.
-Co się dziwić chłopak ma w końcu uczucia.- zaśmiał się Tommo.
-Ale czemu nie chce się przyznać do własnych uczuć?- zapytała Rose- I o co mu chodziło z tym patrzeniem Niall?
-On już taki jest. Nie potrafi przyznać, że się zaangażował.- wyjaśnił Liam- A z tym drugim pytaniem to do Blondyna.
Rose popatrzyła na mnie wyczekująco. Co miałem jej powiedzieć? Mam kompletny mętlik w głowie. Z jednej strony może i mi się podoba. Jednak nie wiem czy by nam to wyszło. W końcu w Mullingar zostawiłem Ashely. Nie wiem czy jeszcze na mnie czeka, ale mi to obiecała i powinna już niedługo przyjechać.
-Nie wiem o co mu chodziło. Pewnie chciał się po prostu na mnie wyżyć.- wyjaśniłem. Zayn i Lou parsknęli śmiechem i zaczęli między sobą szeptać.
-No ok. Nieważne. Muszę iść do domu.- powiedziała Rose.
-Dlaczego?- zapytałem.
-Muszę się przebrać i wziąć rzeczy skoro mam u was przez jakiś czas mieszkać.- wyjaśniła nam.
-Ah. Okay.- powiedziałem- O której wrócisz?
-Tak jakoś przed szesnastą powinnam być. Nie martwicie się.- uśmiechnęła się ciepło.
-No ok, ok.- powiedział Liam.
-To ja już lecę.- powiedziała i wyszła z domu.

Rosemarie


Wyszłam od chłopców i wsiadłam do taksówki. Po około dwudziestu minutach byłam na miejscu. Weszłam do domu i od razu poszłam do siebie, aby spakować parę rzeczy. Wyjęłam torbę i zaczęłam się pakować. Rodzice wracają dopiero 27 lipca, więc jeszcze trochę u nic pomieszkam. Cieszę się, że mi pozwolili. Dawniej nocowała u mnie Jen, albo ja u niej. Nie lubię zostawać sama w domu. W pewnym momencie usłyszałam „Tonight” Room 94. Spojrzałam na wyświetlacz. To mama. Szybko odebrałam.
-Halo.- powiedziałam.
-Cześć córeczko. Co u Ciebie?- zapytała.
-W porządku, a u was?
-Może być. Camilla jest u Ciebie czy ty u niej?
-Ona nie mieszka już z rodzicami, ale tak mieszkamy razem u naszych znajomych.
-W porządku. Pokłócili się?
-No wyszło na to, że jest adoptowana.
-Oh. No tak. Coś wspominałaś. Czyli mieszkasz z nią i?
-I pięcioma chłopakami.
-Słucham?!
-Mamo spokojnie. Trzech z nich ma dziewczyny, a pozostała dwójka to przyjaciele. Przynajmniej na razie.
-No okay. To uważaj na siebie. Wiesz, że z tatą się o Ciebie martwimy.
-Wiem mamo. Kocham was.
-My Ciebie też. Dzwoniłam po to, aby Ci przekazać, że to nasz jedyny i ostatni telefon do Ciebie.
-Jak to?
-Bo mamy strasznie dużo pracy. Przepraszamy Cię bardzo. Wybaczysz nam?
-Mamo, oczywiście, że tak. W końcu mam tylko was.
-No dobrze pilnuj się tam.
-Dobrze Mamusiu. Kocham was bardzo.
-My Ciebie bardziej. Pa pa.
-Pa.
I rozłączyła się. Zrobiło mi się trochę smutno. Jednak przynajmniej mnie o tym powiadomili. Wiem, że ich praca jest wymagająca. Spakowałam już wszystko. Spojrzałam na zegarek. Była już 14:17. Postanowiłam, że pójdę piechotą. To w końcu tylko trzydzieści minut drogi. Wyszłam z domu, zakluczyłam drzwi i stwierdziłam, że pójdę trochę okrężną drogą przez park. Dziś nie była tak ładna pogoda jak wczoraj, ale chyba nie zapowiadało się na deszcz. Szłam sobie spokojnie rozglądając się na boki. Wszyscy gdzieś się spieszyli, tylko ja szłam sobie spacerkiem. Cieszę się, że są wakacje. Przynajmniej nie musze się o nic martwić. W oddali zauważyłam dwie znajome sylwetki. O nie, tylko nie oni. Szybkim krokiem wyszłam z parku. Nie. Zauważyli mnie. Muszę uciekać. Zaczęłam biec i stwierdziłam, że pobiegnę najprostszą drogą. Po niecałych dziesięciu minutach dobiegłam do furtki i zaczęłam natarczywie dzwonić do furtki. Oni byli coraz bliżej… W końcu usłyszałam dźwięk otwierania furtki, więc szybko otworzyłam ją i zatrzasnęłam za sobą. Pędem ruszyłam przez podwórko chłopców do domu. W drzwiach stał Horan, więc gdy tylko do niego dobiegłam wtuliłam się w niego.
-Ej! Mała co jest?- zapytał zdziwiony. Ja z tego wszystkiego nawet nie mogłam nic powiedzieć.- No dobrze wejdziemy do środka tam nam wszystko opowiesz.
Weszliśmy do środka i Niall poprowadził mnie do salonu. Usiadłam na kanapie i znowu wtuliłam się w Horanka.
-Nialler co jej zrobiłeś?- zarzucił mu Zayn.
-O… on m… mi nic.- odpowiedziałam z wielkim trudem.
-To co Ci się stało?- wtrącił Liam.
-Ja… Jack i… i B… B… Ben.- odpowiedziałam jąkając się.
-Co Ci zrobili?- zapytał Payne.
-Sz… szłam p… prze… przez park.- powiedziałam i wzięłam głęboki wdech- I ich spotkałam. W sensie, że poznałam z dosyć sporej odległości, więc zaczęłam iść szybciej, by mnie nie zauważyli, ale niestety się nie udało. Więc zaczęłam biec jak najszybciej tutaj.- opowiedziałam.
-Coś od Ciebie chcieli?- zapytał Louis.
-Nie, ja po prostu od razu zwiałam. Boję się ich. Nie wiem do czego oni są zdolni.- odpowiedziałam na ich pytanie.
-To może chodźmy z tym na policję?- zaproponował Zayn.
-Nie!- odpowiedziałam nerwowo, a kiedy spojrzeli na mnie pytająco zaczęłam- Nie wiadomo co Camillę z nim łączyło. Jeśli on na nią coś nagada będzie miała przerąbane. Nie chcę jej sprawiać kolejnych problemów. Ona na pewno teraz chce wyjaśnić sprawę z adopcją. Chce znaleźć biologicznych rodziców.
-No, ale w ten sposób nie przestaną was prześladować. A nie zapominaj o tym, że musi oddać im siedem tysięcy nie wiadomo za co.- stwierdził Daddy.
-Na razie nigdzie nie idziemy. Po za tym, o której przychodzą dziewczyny?
-No jest 15:47, więc zaraz będą. Tyle, że Camilli jeszcze nie ma.- powiedział Malik.
-Może się spóźni?- zapytał Tomlinson.
-No wiecie, Hazzy też jeszcze nie ma. Może przyjdą razem?- poruszył śmiesznie brwiami Zayn. W tym momencie usłyszeliśmy, że ktoś wszedł do domu. Po chwili w salonie pojawił się Harry, a za nim Perrie, Eleanor, i Danielle. Jednak nie było z nimi Cami.
-Cześć dziewczyny.- powiedział Niall. Zayn podszedł do Perrie i pocałował ją w usta, Liam najpierw przytulił Dan, a następnie ucałował w policzek, a Lou podniósł Elkę, zrobił kółeczko wokół własnej osi i pocałował. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zazdroszczę im takiego szczęścia. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos Payne’a:
-Dziewczyny poznajcie Rose. Rose poznaj Danielle, Eleanor i Perrie.
Uśmiechnęłam się niepewnie i każdej z nich podałam rękę.
-Wiesz kotku, z tego co mówiłeś miałyby być dwie dziewczyny, a ja widzę tu tylko jedną. Myślałam, że umiesz liczyć do dwóch, ale jednak się pomyliłam.- zaśmiała się serdecznie Danielle.
-No tak powinna być teraz Camilla, ale jej nie ma. Zaraz powinna być.- odpowiedziałam- Spróbuję do niej zadzwonić.- wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Cami. Nie odbierała więc spróbowałam jeszcze raz, ale i tym razem nic.- Nie odbiera.- powiedziałam odwracając się w stronę reszty zgromadzonych.
-To może spróbuj do Aleksa.- zaproponował Liaś.
-No ok.- wyszukałam numer Aleksa i nacisnęłam zieloną słuchawkę. P pięciu sygnałach odebrał.
-Słucham.
-Cześć Aleks. Słuchaj może jest jeszcze z Tobą Cami?
-Nie, nie ma, a co?
-Bo się umówiliśmy, a jej jeszcze nie ma.
-Rose, ale ona…




__________________________________________________________________________

16 komentarzy=next
Pojawiła się nowa zakładka, a mianowicie informowani. Jeśli ktoś chce może podać swoją nazwę tt, a my was powiadomimy o każdym nowym poście. :)