Rozdział 15
Harry
Kiedy Rose nie mogła dodzwonić się do Camilli zmartwiłem się trochę. Lubię ją, nawet bardzo. Nie chcę żeby coś się jej stało. Szczególnie kiedy po tym wczorajszym telefonie tak strasznie płakała. Nie, nie kocham jej. Chyba. Nie! Na pewno. Jest ładna, zgrabna, po prostu idealna. Styles kogo ty oszukujesz. Ona Ci się podoba. Lecisz na nią. Tia nie ma to jak gadać ze sobą. Rose zadzwoniła do Aleksa, więc postanowiłem przysłuchiwać się rozmowie. Może ona jest z nim.
-Cześć Aleks. Jest jeszcze może z Tobą Camilla?
-…
-Bo się umówiliśmy, a jej jeszcze nie ma.
-…
-Jak to?!
-…
-No dobrze dzięki za informacje Aleks.
-...
-Pa.
Rose zakończyła rozmowę i spojrzała na nas.
-Co się stało?- zapytałem- Co z Camillą? Za ile będzie?
-Ona dziś nie przyjdzie. Nawet nie wiem kiedy wróci.- powiedziała.
-Jak to?- zapytał Horan.
-Bo ona… Ona wyjechała.- odparła.
-Gdzie? Dokąd?- zapytałem.
-Nie wiem. Aleks nie może nam powiedzieć dokąd i po co wyjechała chociaż wie. Obiecał jej, że nie piśnie ani słówka.- odpowiedziała Rose.
-Przynajmniej wiemy, że nic jej nie jest i oni nic jej nie zrobili.- westchnął Liam.
-O co chodzi?- zapytała Dani.
-To długa historia.- stwierdziła Rose.
-Mamy czas. Po za tym przyszłyśmy żeby was, a w tym wypadku Ciebie poznać.- uśmiechnęła się ciepło Perrie. Widziałem po minie Rose, że zastanawia się czy im zaufać. Nie dziwie jej się po tym co z Camillą przechodzą. One są jeszcze takie młode i niewinne. W sumie jestem tylko rok starszy od nich.
-No dobrze.- powiedziała Rose i opowiedziała wszystko od momentu poznania Camilli, poprzez koncert, poznanie nas, listy dowiedzenie się przez Camillę, że jest adoptowana, do dzisiejszych wydarzeń, o których nie wiedziałem. -I teraz myślę o tym jak mogę pomóc Cami.
-Matko kochana.- przeraziła się Elka- A nie możecie iść z tym na policję?- zapytała, a ja podzielałem jej zdanie.
-Nie, bo Ben może coś nagadać na Camillę i będzie miała kłopoty.- odpowiedział Tommo. W sumie jak się nad tym zastanowić mieli rację.
-To jest największy problem.- westchnął Zayn.
-Słuchajcie, my tu gadu, gadu, a Camilla może wysłała Ci e-maila Harry. Minęło w końcu półtorej godziny.- powiedział Liam. Rzeczywiście zapomniałem całkiem o tym. Zrobiłem facepalm’a i pobiegłem do siebie do pokoju po laptopa, aby po chwili siedzieć na kanapie i logować się na pocztę. Miałem cztery wiadomości. Jakaś reklama, wiadomość od mamy, znowu reklama i e-mail od Camilli.
-Jest!- krzyknąłem, a wszyscy od razu nade mną stanęli.
-To czytaj.- popędził mnie Zayn.
-Przepraszam, że wyjechałam bez zapowiedzi, ale musiałam to zrobić. Może w ten sposób dowiem się kim naprawdę jestem. Wiem, że spieprzyłam sprawę, bo powiedziałam, że będę gdzieś tak na szesnastą. Przeproście dziewczyny ode mnie i powiedzcie, że jak tylko będę mieć okazję chętnie je poznam. Postaram się wrócić przed dwudziestym chociaż to jest za cztery dni, a nie wiem czy się ze wszystkim wyrobię, a jak nie to dzień lub dwa później. Obiecuję, że będę na rocznicy powstania zespołu. Do usłyszenia.
Camilla
P.S. Nie dzwońcie do mnie. Chcę to wszystko na spokojnie przemyśleć. Jak coś to sama się odezwę. Kocham.- skończyłem czytać- Gdzie ona jest?- zastanowiłem się na głos.
-We Włoszech.- wypaliła Perrie.
-A ty skąd wiesz?- zapytałem.
-To chyba logiczne?- popatrzyła na nas z politowaniem- Przyjechała z Włoch gdzie była w domu dziecka i tam chce się wszystkiego dowiedzieć.- powiedziała. Chciałem jej odpowiedzieć, ale w oknie zobaczyłem czyjąś twarz. Nie tylko ja zwróciłem na to uwagę. Rose otworzyła oczy ze zdziwienia. A może z przerażenia?
-To Ben.- wyszeptała z przestrachem. Usłyszałem to i od razu zerwałem się z miejsca wybiegając z domu. On już dobiegł do bramy i ją przeskoczył. Nie dawałem za wygraną i także wybiegłem przed posesję.
-Powiedz tej małej, że ma miesiąc! Oczywiście jak wróci!- krzyknął- A i dzięki za info, gdzie ona się znajduje.
Zacisnąłem ręce w pięści i chciałem już za nim ruszyć, ale poczułem czyjeś ręce przytrzymujące mnie.
-Nie warto Harry.- usłyszałem głos Dadd’ego. Może i miał rację, ale on mnie naprawdę wkurwiał. A najgorsze jest to, że nie mogę mu nic zrobić, bo wszystko obróci się na naszą niekorzyść, a szczególnie Camilli.
-Masz rację.- powiedziałem głośno i razem wróciliśmy do domu. Kiedy tylko weszliśmy do salonu wszyscy spojrzeli na nas wyczekująco.
-Czego chciał?- zapytał Louis.
-Powiedzieć Camilli, że ma miesiąc do czegoś tam. On przez nas wie gdzie ona jest.- powiedziałem i usiadłem koło Louisa.
-Hazz nie martw się. Ona sobie poradzi. Jest silna.- uśmiechnęła się Rose.
-Przyznaj się stary, że ją kochasz.- powiedział Niall, ale jakby z obawą?
-Nie.- zaprzeczyłem.
-Harry.- zaczęła Elka- To widać. Martwisz się o nią, próbujesz jej chronić. To miłość.- uśmiechnęła się.
-Ale co ja mam waszym zdaniem niby zrobić?! Powiedzieć: „Cześć Camilla, kocham Cię. Będziesz moją dziewczyną?” To się nie uda. Ona się nie zgodzi! Zrozumcie, że my nie będziemy razem! Kocham ją, ale nas nie będzie! Ona będzie się bała, że oni mi coś zrobią!- wybuchnąłem- Zrozumcie, proszę.- dodałem ciszej i schowałem twarz w dłonie.
-Wow, Harry. Nie spodziewaliśmy się po Tobie takiego wyznania.- powiedział Liam z uśmiechem.
-Ona na pewno będzie z Tobą.- uśmiechnęła się Rose.
-Nadal nie rozumiecie.- skrzywiłem się.
-Czego?- zapytała Dani.
-Nie pamiętacie przez co przechodziły moje poprzednie dziewczyny? Ona jest na to za delikatna, za wrażliwa. Nie poradzi sobie. Jeśli nie możemy być razem, wolę żeby była moją przyjaciółką.- wyjaśniłem.
-Hazzuś się zakochał.- zaśmiał się Lou i poczochrał mnie po głowie.
Camilla
Kiedy doleciałam do Wenecji od razu poszłam do hotelu i zakwaterowałam się. Jestem bardzo wdzięczna Aleksowi, że udzielił mi tej pożyczki. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Jutro pójdę do domu dziecka, z którego mnie zabrali. Maila do Hazzy wysłałam jeszcze w samolocie więc teraz mogę iść spać. Wyciągnęłam z torby piżamę i skierowałam się do łazienki. Parę moich rzeczy zostało w starym domu więc mogłam od razu tu przyjechać. Szybko się wykąpałam, włożyłam piżamkę i wyszłam z łazienki. Od razu padłam na łóżko i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Następnego dnia
-Camillka.- ucieszyła się na mój widok pani Donovan- Ale się zmieniłaś. Wyrosłaś.
-Też się cieszę, że panią widzę.- uśmiechnęłam się.
-Dawno Cię tu nie było. Co Cię do nas sprowadza?- zapytała i ruchem ręki pokazała mi żebym usiadła na kanapie.
-Ponad miesiąc temu przeprowadziliśmy się do Londynu.- zaczęłam niepewnie. Nie wiem jak zacząć tę rozmowę.
-Naprawdę? To świetnie! Jak nowy dom?
-Jest super, tyle że ja już z nimi nie mieszkam.
-Jak to? O ile pamiętam urodziny masz 25 lipca.
-Pokłóciliśmy się.
-O co?
-Podsłuchałam jak Aleks ze swoimi rodzicami rozmawiał o tym, że jestem adoptowana. Jak to usłyszałam uciekłam z domu i potem postawiłam im ultimatum, że albo zamieszkam oddzielnie albo pójdę do domu dziecka i mnie więcej nie zobaczą.
-Wiedziałam, że do tego dojdzie. Powtarzałam im, że muszą Ci powiedzieć, ale oni puszczali to mimo uszu. Gdzie teraz mieszkasz?
-U znajomych. Przyszłam do pani z pewną prośbą.
-Słucham Cię kochanie.
-Czy mogłabym dowiedzieć się kto jest moimi biologicznymi rodzicami?
-Tego niestety nie mogę Ci powiedzieć, bo ja sama nie wiem, ale mam parę Twoich rzeczy. Były w koszyku, w którym Cię znaleźliśmy.
Podeszła do szafki i wyciągnęła karton. Podała mi go, a ja go od razu otworzyłam. W środku były dwa misie, połówka jakiegoś wisiorka i list. Wyjęłam go i rozłożyłam. Był zamazany, ale niektóre słowa dało się odczytać.
-Niektóre litery rozmył deszcz.- wyjaśniła mi.
To …est Cassandra ………n. Po….sz… się nią ….o…iekować. Z….sta….. po…..a. Pochodzi z D………r w W……. …….ni.
Reszta listu była kompletnie nie do odczytania.
-Czy mogę to zabrać?- zapytałam.
-Oczywiście.- odpowiedziała.
-To dziękuję i do widzenia.- powiedziałam.
-Do zobaczenia.- odpowiedziała. Otworzyłam drzwi i wyszłam z pomieszczenia, a następnie z budynku. Postanowiłam odwiedzić grób Matta. W końcu dawno tam nie byłam. Wsiadłam w odpowiedni autobus i po około piętnastu minutach byłam na miejscu. Kupiłam kwiaty oraz znicz. Weszłam na cmentarz i poszłam w stronę jego grobu. Kiedy go odnalazłam położyłam kwiaty i zapaliłam znicz. Usiadłam na ławeczce i zaczęłam płakać. Tak strasznie mi go brakuje. Tęsknię za nim. A w obecnej sytuacji jeszcze bardziej. Powinnam przestać żyć przeszłością, ale nie potrafię. Kochałam go, i nadal kocham. To jest trudne zapomnieć od tak, mimo że minęły trzy lata.
-Kogo my tu mamy.- usłyszałam znajomy głos za sobą.
-Co ty tu robisz?- zapytałam ocierając łzy.
Louis
Dziewczyny zostały na noc, ale rano musiały iść do pracy. Zrobiło mi się trochę smutno, bo uwielbiam spędzać czas z Eleanor. Rose, Eleanor, Danielle, i Perrie chyba się polubiły. Rozmawiały ze sobą jakby znały się od lat. Czasem kobiety mnie zadziwiają. Jak można gadać ze sobą o wszystkim i o niczym, znając się zaledwie parę godzin. Nie rozumiem tego, no ale cóż. W końcu jestem facetem. Logiki dziewczyn nigdy nie zrozumiem. Chłopcy i Rose chyba jeszcze spali, więc postanowiłem zrobić śniadanie, bo jak Niall wstanie będzie strasznie narzekał, że nie ma na stole nic do jedzenia. Stwierdziłem, że zrobię po prostu górę kanapek z szynką, serem, sałatą, pomidorem i ogórkiem. Wstawiłem wodę na herbatę, wyciągnąłem kubki, wrzuciłem do nich saszetki z herbatą i zalałem wrzątkiem. Kiedy postawiłem wszystko na stole w jadalni poszedłem budzić całą resztę. Zacząłem od Liama, bo z nim jest najmniejszy problem. Szybko poszło, zresztą jak zwykle. Następny głodomorek. Zdziwiłem się kiedy zobaczyłem tam Rose. Słodko to wyglądało. Wyjąłem swojego iPhona i zrobiłem im zdjęcie. Potem podszedłem do łóżka, weszłem na nie i zacząłem skakać.
-Zakochana para! Nialler i Rose!- krzyknąłem. Oni zerwali się i rozejrzeli się po pokoju zdezorientowani.
-Co się dzieje?- zapytał zaspany Horan.
-Zrobiłem śniadanie gołąbeczki.- uśmiechnąłem się złośliwie.
-Żadne gołąbeczki! Rose zasnęła więc ją zostawiłem tutaj, a sam położyłem się obok. A co zazdrościsz?- zapytał i pokazał mi język.
-Powiedzmy, że wierzę. Zaraz macie być na dole.- zaśmiałem się i wyszedłem z pokoju. Następny Hazz. Na niego miałem już sposób. Zdziwiłem się jednak kiedy wszedłem do niego a on już nie spał.
-Cześć.- przywitałem się i usiadłem obok niego.
-Hej Lou.- powiedział i podniósł głowę.
-Co tak wcześnie?- zapytałem.
-Wiesz jakoś nie mogę spać.- odpowiedział.
-Myślisz o niej?- spojrzałem na niego pytająco.
-Tak. Chciałbym wiedzieć gdzie jest i czy jest bezpieczna.- powiedział cicho i spuścił głowę.
-Rozumiem. Nic jej nie jest. Zaraz zejdź na dół. Śniadanie gotowe.- uśmiechnąłem się i wyszedłem. Teraz najgorsza osoba z całego domu. Bad Boy. Otworzyłem drzwi pokoju i od razu podszedłem do jego łóżka. Zacząłem go szturchać, ale on tylko przekręcił się na drugi bok.
-Zayn! Wstawaj! Ktoś Ci głowę ogolił!- krzyknąłem przejęty. On się od razu zerwał.
-Co?! Włosy mi obcięli. Moje włosy.- zaczął biadolić Malik, a ja wpadłem w brecht. Kiedy złapał się za głowę i spostrzegł, że włosy są, spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.- Dlaczego mi to zrobiłeś?
-Bo nie chciałeś wstać, a ja zrobiłem śniadanko.- zrobiłem minę szczeniaczka.
-Zaraz będę.- przewrócił oczami i poszedł do łazienki. Zszedłem na dół i usiadłem przy stole czekając na resztę. Po około dziesięciu minutach zeszli, nawet Zayn. U niego jest to wyczyn. Usiedli do stołu i zaczęliśmy jeść w ciszy. Kiedy zjedliśmy, posprzątaliśmy ze stołu i usiedliśmy w salonie.
-To skoro pogoda dziś nie sprzyja zrobimy sobie maraton filmowy?- zaproponowałem.
-No ok.- zgodzili się wszyscy jednogłośnie. Za oknem leje jak z cebra. No cóż takie już uroki Londynu.
-To idę przygotować przekąski.- powiedziałem i poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem popcorn, chipsy, ciastka, miski, szklanki oraz różne napoje i postawiłem je na blacie. Chciałem zacząć wszystko przesypywać, ale zadzwonił mi telefon. Nie patrząc kto dzwoni odebrałem.
-Tu Louis William Tomlinson. Jeśli nie dzwonisz w sprawie marchewek rozłącz się.- zaśmiałem się.
-Lo… Louis.- usłyszałem znajomy głos w słuchawce.
13 komentarzy = next :)
PS. prośba do was :) czy moglibyście kilknąc w to: http://www.ermail.pl/klik/VnNUZmED .Dla mojej przyjaciółki znaczy to dużo :)