Dziękujemy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mamy ponad 10000 wejść. Jesteśmy z siebie dumne. Dziękujemy wszystkim, którzy wchodzą na naszego bloga. Szczególnie dziękujemy:
-Teszczo jesteś z nami od początku i zawsze wszystko komentujesz
-Lunie Mar Jesteś wspaniała. Kochamy Cię
-Yolo Też jesteś z nami długi czas. Dziękujemy, że jesteś.
-Miśka Horan Jesteś z nami od niedawana, ale komentujesz każdy nasz post i to nas motywuje do dalszej pracy.
-Lov Naszej przyjaciółce, która jest wspaniała i dawała mi wiele nadzieji
-Oraz wszystkim anonimkom, które komentują i innym osobom, których nie wymieniłam. Kochamy was i jesteśmy wam naprawdę wdzięczne. Przeczytajcie notkę pod rozdziałem.
Rozdział 20
Rosemarie
Byliśmy już w kuchni kiedy Niall zadał nam pytanie.
-Wiecie co?-
-Co?- zaciekawił się Liam.
-Bo może by tak zrobić Camilli imprezę urodzinową w dniu naszej żeby się nie
domyśliła?- zaproponował.
-To jest dobry pomysł.- uśmiechnął się Zayn- Kiedy ona
będzie myślała, że pomaga zorganizować naszą imprezę nie domyśli się, że robimy
także dla niej.
-Wszyscy w to wchodzą?- zapytał Daddy.
-Tak!- odpowiedzieliśmy równo. Posiedzieliśmy jeszcze
chwilkę, aż stwierdziłam, że muszę iść do domu.
-Wiecie ja już będę się zbierać.- powiedziałam i wstałam
ze stołka.
-Ty sobie żartujesz?- zapytał Liam
-Nie.- odpowiedziałam poważnie i wyszłam z kuchni.
Podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę w tym co ktoś mnie za rękę. Poczułam
Jego perfumy.
-Czego chcesz?- zapytałam odwracając się do niego i
wyrywając dłoń.
-Przepraszam. Zostań proszę. Wiem, że to przeze mnie nie
chcesz tu być.- powiedział cicho.
-Przykro mi Niall nie zostanę. Za dużo słów padło z
naszych ust. Ja muszę to wszystko przemyśleć. Ja sama nie wiem co o tym
myśleć.-stwierdziłam.
-W takim razie proszę Cię abyś nie skreślała naszej
przyjaźni.
-Jakiej przyjaźni Niall? My już ze sobą normalnie nie
rozmawiamy.- powiedziałam i wyszłam z ich domu. Zanim zamknęłam drzwi
usłyszałam jeszcze ciche „Przepraszam.” Nie wiem czy dobrze zrobiłam odtrącając
go, ale muszę to wszystko przemyśleć i to gruntownie. Sama nie wiem czy coś
czuję do niego, ale wiem, że cholernie mi na nim zależy. Jest mi bliski i to
bardzo. Jednak chyba nie można nazwać tego miłością? Nie wiem. Weszłam do domu,
zamknęłam drzwi i poszłam do siebie. Umyłam się i położyłam do łóżka z zamiarem
pójścia spać jednak sen długo nie nadchodził. Leżałam i wspominałam wydarzenia
z ostatnich dni i w końcu zasnęłam.
~Następnego dnia~
Harry
Obudziłem się, bo usłyszałem, że ktoś krzyczał, ale na
tyle cicho, aby jak widać nie obudzić reszty. Od zawsze miałem wrażliwy słuch.
Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do pokoju, z którego wydobywał się krzyk
połączony z płaczem. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Camillę rzucającą się na
łóżku. To był straszny widok. Podeszłem do niej szybko i przytuliłem. Trudno
było to zrobić, bo się wyrywała, ale nie mogłem pozwolić na to, aby cierpiała
nawet przez sen. Jeszcze chwilę się rzucała, aż w końcu znieruchomiała i tylko
płakała przez sen. Po dłuższej chwili stwierdziłem, że muszę ją obudzić z tego
okropnego koszmaru.
-Camilla. Obudź się. Proszę obudzić się.- powiedziałem do
jej ucha i lekko nią potrząsnąłem. Szybko otworzyła oczy i rozejrzała się po
pokoju wystraszonym wzrokiem jakby czegoś lub kogoś szukała.
-Harry?- zapytała z niedowierzaniem kiedy spojrzała na
mnie- Cieszę się, że to ty.- powiedziała i wtuliła się we mnie kurczowo mnie
trzymając. Nie wiedziałem o co chodzi więc przytuliłem ją, aby wiedziała, że
wszystko jest w porządku. Mam nadzieję, że szybko zapomni o tym koszmarze i o
tym co ją w życiu spotkało.
-Co się stało kochanie?- zapytałem głaszcząc ją po
głowie. Kiedy ja miałem koszmary jak byłem mały mama zawsze mnie przytulała i
prosiła bym jej opowiedział co w nich było. Zawsze mi to pomagało.
-Miałam koszmar.- wymamrotała przytulając się bardziej do
mnie.
-Spokojnie to tylko sen.
-Tak, wiem, ale był bardzo realistyczny.
-A co Ci się śniło Słoneczko?
-Śniło mi się, że Ben i Jack porwali nas. A p…p…po…potem
w….w…was za…..za…zabili na mo…mo…moich o…o…oczach. Czułam, że ch…ch…chcę
u…u…umrzeć. Nie chcę was stracić.- zaniosła się głośnym szlakiem i schowała
głowę w moją szyję. Łzy leciały jej ciurkiem przez co miałem mokre ramię, ale
nie to mnie w tej chwili zastanawiało. Co się stało, że coś takiego jej się
przyśniło? Jakim cudem? Cholera jasna. Zabiję Bena. To na pewno jego wina. W
końcu on jej grozi. Przecież ona nie ma nawet siedemnastu lat, a już ma
spieprzone życie. Trzeba być dupkiem, żeby coś takiego zrobić. Najgorsze jest
to, że nic nie wiemy o jej przeszłości. I co mamy bez tego zrobić? W końcu to
odgrywa najważniejszą część jej życia. Szczególnie śmierć Matta i sprawy
związane sprzed.
-Nie stracisz nas. Obiecuję. Zawsze będziemy z Tobą.-
powiedziałem. Położyłem się z nią na łóżku i przykryłem nas kołdrą. Miałem
nadzieję, że jeszcze zaśnie. W końcu była dopiero czwarta rano. Po chwili
usłyszałem jej miarowy oddech. On ukoił moje myśli i po chwili poszedłem w jej
ślady.
~Parę godzin później~
Louis
Obudziłem się zadziwiająco wcześnie jak na mnie. Ubrałem
się w szary dres i wyszedłem z pokoju. Nie wiem czemu, ale skierowałem się do
sypialni Camilli. Uchyliłem drzwi. Spała wtulona w Harrego. Ciekawe co się w
nocy stało, bo wieczorem Hazz poszedł do siebie, a Mała spała u siebie.
Oddaliłem się i poszedłem do kuchni gdzie zastałem Liama robiącego śniadanie.
-Hej Tommo.- przywitał się.
-Siemka.
-Co Ty tu tak wcześnie robisz?- zapytał krojąc ser. To mi
się właśnie podobało. Staraliśmy się żyć jak normalni chłopcy. Nie zatrudnialiśmy kucharzy, sprzątaczek i
ogółem pomocy domowej. Wszystko staraliśmy się robić sami. Nawet mimo tego, że
mamy maszynę do krojenie najczęściej używamy noża i deski.
-Sam nie wiem. Nie mogę spać.- odparłem. Liam odszedł od
blatu i usiadł naprzeciwko mnie przyglądając mi się dziwnym wzrokiem.
-Czym się martwisz?- i za to go właśnie kocham. Wie o nas
wszystko. Kiedy się martwimy, mamy doła, smucimy się albo kiedy po prostu
jesteśmy przejęci czy bardzo przejęci.
-Chyba chodzi mim o Camillę.- powiedziałem- Sam nie wiem
co to jest, ale mam wrażenie jakby mnie coś z nią łączyło. Zależy mi na niej,
ale nie tak jak na El. Z Camillą jest inaczej. Nie kocham jej jak chłopak
dziewczynę, ale jak brat siostrę. To jest coś takiego jak na przykład z Lottie.
Jest moim Maleństwem. Chcę ją chronić przed złem, przed światem. Wiem, że to
jest dziwne, bo jest dla mnie zupełnie obcą osobą, ale cholernie mi na niej
zależy.- zakończyłem.
-Wow.- usłyszałem głos Eleanor za sobą- Bardzo Ci na niej
zależy.
-Wszystko słyszałaś?- zapytałem z obawą. Nie chce jej
stracić. Bardzo ją kocham.
-Tak i jestem z Ciebie dumna. Wydoroślałeś.-powiedziała i
mnie przytuliła- Chyba wiem nawet dlaczego tak jest.
-Dlaczego?
-Jakby to powiedzieć?- zamyśliła się- O wiem! Ona
przypomina Ci Cassandrę. A raczej przypomina o niej.
-Ale Rose też jest w jej wieku.
-Jednak Camilla ma w tym samym dniu urodziny. One są
dokładnie w tym samym wieku.-powiedziała.
-Eleanor ma rację Louis.- zgodził się z nią Liam.
-Może coś w tym jest, ale nic nie przywróci mi mojej
małej siostrzyczki. Już jej nie odnajdę. To by graniczyło z cudem.- westchnąłem
z rezygnacją. Zauważyłem, że w kuchni siedziała już reszta chłopaków. Liam
podał wszystkim kawę, a ja postanowiłem zadać Hazzie pytanie.
-Harry czemu spałeś z Camillą?
-Koło czwartej przebudziły mnie czyjeś krzyki, więc podążyłem
za ich źródłem. Camilli śnił się koszmar.- wyjaśnił.
-Harry! Chłopaki?!- usłyszeliśmy płacz Maleństwa. Elka
zerwała się jako pierwsza, a my za nią. Wbiegliśmy po schodach nie wiedząc co się
dzieje, a potem do jej pokoju. Siedziała na łóżku z zakrwawioną ręką. Harry
szybko wszedł do łazienki po apteczkę, a ja podeszłem do dziewczyny. W ręku
miała kawałki czegoś dziwnego. Chyba metalu. Przytuliłem ją, a Eleanor zajęła
się opatrywaniem ręki. Podziwiam moją dziewczynę. Nie zna Camilli, a tak
przejmuje się jej losem. Kiedy skończyła zabandażowała rękę i usiadła na łóżku.
Mała siedziała nieruchomo kurczowo trzymając się zdrową ręką materiału mojej
koszulki.
-Camilla znowu to samo?- zapytał Harry kucając przy łóżku
i kładąc ręce na jej nogach. Ona tylko pokiwała głową.- Zobacz wszyscy
jesteśmy. Nic nam nie jest.
-Nie?- zapytała drżącym głosem nie dowierzając Loczkowi.
-Nie. Spójrz. Każdy jest. Ja, Louis, Zayn, Niall i Liam, a
nawet Eleanor. Wszystko w porządku.- powiedział jej. Chciałbym wiedzieć o co
chodzi.
-Wszystko dobrze.- powtórzyła głucho. Siedzieliśmy tak
jeszcze wszyscy z piętnaście minut.- Ja muszę się ubrać. Możecie wyjść na
chwilę?- zapytała nadal nieobecna.
-Jasne Kochanie.- odpowiedział Harry- Będziemy w kuchni.
Wypuściłem Małą z moich objęć i wszyscy zeszliśmy na dół.
W kuchni siedziała Rose oraz Danielle i Perrie.
-Hej .- powiedzieliśmy i przytuliliśmy każdą z nich.
Niall i Rose tylko lekko się do siebie uśmiechnęli. Usiedliśmy przy stole.
-Harry co jej się śniło?- zapytał Daddy, a my
spojrzeliśmy na Hazzę z niecierpliwością.
Rosemarie
Nie wiedziałam o co chodzi, ale postanowiłam słuchać.
-Wiem tylko, że śniło jej się, że Jack i Ben nas porwali
i zabili ja jej oczach.- powiedział, a nas wszystkich zamurowało. Skąd jej się
to wzięło? Przecież nic nam nie będzie. Czy jest coś co przeoczyliśmy? To
niemożliwe. Nie wiemy tylko nic o śmierci Matta, ani o jej przeszłości. Może w
pamiętniku jest coś? No, ale nie będzie grzebać w jej osobistych rzeczach. Może
sama nam kiedyś powie? Mam taką nadzieję.
-Rose!- Liam krzyknął mi do ucha, a ja podskoczyłam na
krześle i się z niego ześlizgnęłam. Wstałam od razu i usiadłam z powrotem.-
Mówimy do Ciebie od kilku dobrych minut. Nic Ci nie jest?
-Nie. Przepraszam. Zamyśliłam się.- powiedziałam.
-Widać. Czym się martwisz?- zapytała Eleanor.
-Tęsknię za rodzicami.- skłamałam. Wiem nie powinnam, ale
po co mają się zamartwiać.- To o czym mówiliście?
-Trzeba zapytać się Camilli co chciałaby zjeść.-
powiedział Hazz.
-Gdzie jest?- zapytałam.
-Wyszła do ogrodu.- odpowiedziała Perrie. Wstałam i
pokierowałam się w stronę balkonu. Otworzyłam go i wyszłam. Zauważyłam, że Cami
siedzi pod drzewem z gitarą w ręku i zeszytem na trawie. Zawołałam resztę i po
cichutku do niej podeszliśmy. Grała coś na gitarze.
-Schowajcie się za jakimś drzewem, a ja do niej pójdę.-
powiedział Lou i ruszył w jej stronę. Schowaliśmy się za drzewem, zza którego
był dobry widok i wszystko słyszeliśmy.
Wyszłam z domu żeby odreagować ten koszmar. Zawsze jak
mam jakiś stres, zły dzień, smutasa czy się czymś martwię piszę piosenki. To mi
pomaga zapomnieć. Jestem wtedy w swoim własny świecie. Kiedy skończyłam
chciałam zagrać i zaśpiewać żeby sprawdzić czy wszystko gra, ale usłyszałam, że
ktoś się zbliża. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Louisa
siadającego przede mną.
-Co robisz?
-Komponuję.- odpowiedziałam cicho.
-Zaśpiewasz mi?- zapytał. Byłam niepewna, bo chciałam
obejrzeć jeszcze rzeczy z domu dziecka.- Proszę Cię.
-No dobrze, ale się nie śmiej.- powiedziałam i nieśmiało
się uśmiechnęłam. Zaczęłam grać, a po chwili śpiewać. Całkowicie zatraciłam się
w muzyce. Jak zwykle kiedy śpiewam. Kiedy skończyłam odłożyłam gitarę na bok i
spoglądałam niepewnie na Louisa. Uśmiechał się od ucha do ucha.
-To było świetne.
-Naprawdę?
-Serio. Może i nam coś napiszesz?- zapytał, a ja
zarumieniłam się jeszcze bardziej.
-W serio?
-Tak, ale pokażę wam ją dopiero na rocznicy zespołu.
-Eh… Wielka szkoda. Co masz w tym pudełku?
-Rzeczy z domu dziecka. Jednak nie mam odwagi zajrzeć.
-Może zrobić to z Tobą?
-A mógłbyś?
-Jasne.
Wziął pudełko do ręki i je otworzył. Wyciągnął z niego
czarną torebkę, podał ją mi, a ja drżącymi rękoma otworzyłam ją. Wyrzuciłam na
trawę wszystkie przedmioty, czyli dwa misie, połówka medalionu i list. Louis
wziął do ręki medalion i zrobił wielkie oczy.
-To jest…
Po zanudzam was trochę, ale jest to konieczne. Więc to może okazać się ostatni rozdział w tym roku, ale nie martwcie się na Mikołajki pojawi się imagin i na pewno z okazji Wigilli, tylko że z małym opóźnieniem. Po nowym roku zajmiemy się rocznicą bloga. Chcemy dać wam dużo rzeczy do czytania. Być może po Nowym roku może się nic nie pojawić, ale nie martwcie się wynagrodzimy wam to jakoś. I nawet mamy pomysł. Tak więc nie zanudzam i życzę miłej niedzieli. Dziś 3 *. Pozdro